niedziela, 29 października 2017

Ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie...

We wtorek się rozchorowałam. Wstałam chyba trochę z gorączka.. Nie wiem, nie mierzyłam. Ale czułam się na tyle dobrze, że chciałam jechać do pracy tylko troszkę później. Ostatecznie pociąg był opóźniony, tego dnia emerytury, a placówka bankowa jedna z większych, więc zgodnie z przełożona stwierdziłyśmy, że zrobie to kiedy indziej. I tak o to miałam wolne. Wieczorem byłam umówiona na bilard z Panem od szalika. Ograł mnie do zera :P
Wróciłam do domu i zmierzyłam gorączkę - 39. No więc kolejne tabletki. Niestety temperatura cały czas rosła. 40 stopni przez niemal całą noc. O 1 dzwoniłam już na pogotowie co robić, bo na prawdę nie mogłam wytrzymać. O dziwo potraktowali mnie poważnie i lekarz chyba z 3x powiedział co mam zrobić, krok po kroku. Rano poszłam do swojego rodzinnego i od razu antybiotyk. Nie żeby mój lekarz na wszystko antybiotyki przepisywał. Bo to był 2 raz, a chodzę do niego z 6 lat. Jakiś wirus. Grypa to nie była, nie bolały mnie mięśnie..w zasadzie nic mi nie było tylko gorączka i cholerny ból gardła.
Nie wiem gdzie się tak załatwiam. Może poprzedniego weekendu? Może cały tamten tydzień miał na to wpływ, bo trwał on 7 dni. Po za praca i uczelnia. Przez weekend miałam takie dodatkowe szkolenie niezwiązane w zasadzie z moją pracą. Od 9-18:30. Było genialnie, świetny prowadzący, kameralne grono, wspaniali ludzie. Dużo praktyki. Więc niesamowicie ciekawie. No i po pierwszym dniu szkolenia w sobotę chciałam jakoś odreagować. Początkowo byłam umówiona z koleżankami na piwo, ale coś im wypadło, więc zadzwoniłam do tego znajomego sprzed lat. Wiecie którego? (ostatnio zastanawiałam się czy nie odblokować na chwilę starego bloga, żeby wam moc podlinkować tamte wpisy o nim) . No i skończyło się tak, że pilismy wino na parkingu w samochodzie. Było super, słuchaliśmy sobie muzyki, śmialiśmy, opowiadaliśmy.. I tym samym do domu wróciłam dopiero po 3 ;(( I byłam taka zła, bo na drugi dzień szkolenia dotarłam dopiero na 13, zamiast na 9. Ale patrzyłam na to w ten sposób, że jeszcze więcej niż połowa przede mną. Zresztą na przerwie szybko powiedzieli mi co się działo i okazało się, że nie wiele mnie ominęło. A jeden z testów mogłam nadrobić podczas przerwy kawowej, bo bardzo chciałam ;) więc poprzedni tydzień bardzo intensywny, ten leniwy w łóżku w walce z chorobą... I wiecie co? Nie mogę się doczekać jutra! Mam taką ochotę się pomalować, ubrać szpilki, wsiąść w samochód i po prostu wyjść do ludzi! Nie pamiętam kiedy mi się tak pracować chciało.. Więc trzymajcie kciuki, żeby mi tego zapału starczyło do końca tygodnia, bo być może jutro będę się łapać na jeszcze jeden dodatkowy projekt. A co tam... Pisanie pracy licencjackiej poczeka... :P

Wam również udanego tygodnia! :)

3 komentarze:

  1. Taki nagły skok temperatury to nic dobrego czasem organizm może po prostu nie dac rady dużo siły do pracy

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuruj się w takim razie :) niekiedy organizm choruje, żeby przypomnieć, że nie jest niezniszczalny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj..to się załatwiłaś! Kuruj się i zdrówka Ci życzę! :)
    PS mnie też czeka pisanie wlaśnie pracy licencjackiej!

    OdpowiedzUsuń