wtorek, 12 czerwca 2018

Biegnę

Biegnę.
Nie skupiam się na tym co przykre, jestem w trybie 'cały czas do przodu', więc biegnę, nie skupiając się na tym co przykre i złe. I tak przez pół życia biegnę. I czasami sobie myślę, że pora się zatrzymać. Ale mam poczucie że nigdy nie jestem we właściwym miejscu żeby to zrobić. Więc biegnę dalej z nadzieją, że w końcu będzie ten idealny moment i miejsce.

niedziela, 10 czerwca 2018

Muszę to przespać, przeczekac trzeba mi.

Nie ma Cię. A w mojej pamięci wszysykien wspomnienia z Tobą są wciąż tak bardzo żywe. Każda piosenka, która słyszę maluję w mojej głowie obrazy z Twoim udziałem. Chciałabym jakaś udostępnić, żebyś się wysłuchał, żebyś zrozumiał, bo tak bardzo chcę Ci jeszcze coś powiedziec, ale każda kolejna wydaje mi się być lepsza od poprzedniej. Przecież nie udostępnię 5 piosenek, podczas gdy od roku nic nie dodawałam. Nie udostępnię ani jednej piosenki z nadzieją, że ja zobaczysz, że ją włączysz i że będziesz się starał odnaleźć w niej nas. Będę się nimi sama zadręczać, bo Ciebie już nie ma i nas już nie będzie.

https://g.co/kgs/vDQWS2
https://g.co/kgs/NP2pzw
https://g.co/kgs/36xBgk

Jedyny mój, to zaledwie kilka dni,
a ja nie mieszczę łez, zagryzam wargi.

A niebo znów na głowę spada mi.
I nadziei coraz mniej na słońce.
Tak trudno jest zasypiać, budzić się,
gdy imię Twoje echem odbija się od ścian.

A te dni ciszy które, które dzielą nas,
podpowiadają mi złe obrazy.
Muszę to przespać, przeczekać,
przeczekać trzeba mi,
a jutro znowu pójdziemy nad rzekę.

sobota, 12 maja 2018

A Ty jak długo wmawiasz sobie, że Ci nie zależy?

Dlaczego wszystkie moje znajomości rozpadaja się po 3 miesaicach? Bo właśnie tyle potrzebuje, żeby się zaangażować, żeby zaczęło mi na kimś zależeć...

poniedziałek, 7 maja 2018

Zdefiniuj swoje szczęście na nowo

Życie jest bardzo przewrotne. Tak, to już jest, że jeden dostaje życie, drugiemu się je zabiera. Jeden traci miłość, a drugi właśnie się szczęśliwie zakochuje. Musi byc równowaga.. I na Ciebie też przyjdzie czas.. Może to wszystko jest właśnie po to, żebyś w przyszłości był jeszcze szczęśliwszy? Szybko przyzwyczajamy się do tego co jest dobre i nie doceniamy krótkich chwili, drobnych gestów i małych rzeczy, które właśnie innej osobie, która byłaby w znacznie trudniejszej sytuacji sprawiły by radość. A może masz właśnie szansę zdefiniować swoje szczęście na nowo...?

środa, 2 maja 2018

W zasadzie... Po co nam związki?

W zasadzie... Po co nam związki? Jestem właśnie w świetnej relacji z mężczyzną. Świetnie spędza nam się razem czas, robimy naprawdę fajne rzeczy; gramy w tenisa, chodzimy na rower, ostatnio byliśmy razem na meczu, uczymy się razem tańczyć, jemy pizze nad jeziorem, dużo spacerujemy, czasami chodzimy na kawę, a innym razem na kawę i lody, albo na hot- drogi. Niemal przez cały czas się śmiejemy w swoim towarzystwie, ostatnio zaczynamy się nawet rozumieć bez słów. Wypracowaliśmy nawet kilka kompromisów, tak po prostu, bo chcieliśmy. Nie kłócimy się bo nie mamy o co. I możemy być sobą, zresztą ściemy i różnego rodzaju manipulacje żadnemu z nas się nie udają, wylapujeny takie rzeczy od razu i wybuchamy śmiechem.
I tak sobie myślę, co by się zmieniło gdybyśmy byli w związku? Na pewno doszła by wszelka fizyczność, pocałunki, czy przytulnie.. Ale być może z tym przyszła by za chwilę codzienność i niepotrzebne kłótnie o to kto miał dzisiaj zmywać, albo o to, że mieliśmy ten dzień spędzić wspólnie, a nie osobno. Frustracja w sytuacjach trudnych i w tych z pozoru bez wyjścia. Co jeszcze by doszło? Pewność, że to na zawsze? Nikt nigdy nie da nam takiej pewności. Być może taka znajomość będzie bardziej na zawsze, niż nie jeden związek z ' i nie opuszczę Cię aż do śmierci'.
Tak, czuję że mogę na nim polegać, rozmawiamy naprawdę często i mogę powiedzieć mu naprawdę wiele. Więcej niż swojemu facetowi, bo u nich dochodziła jakaś zazdrość, zaborczość i czasami niektóre kwestie wolałam przemilczeć. W związku czasami interesujemy się sobą z przyzwyczajenia, a w tej znajomości po prostu bo chcemy. Bo nas to naprawdę interesuje. Każdy ma swoje życie i może żyć po swojemu bez dopasowania się pod druga osobę, a jednocześnie możemy na sobie polegać.

I nie chce teraz przekonywać nikogo, że związki są bez sensu.. Bo sama o niczym innym nie marzę jak o założeniu rodziny i w tym wpisie pokazałam raczej te negatywne strony związku dla kontrastu, ale chcę pokazać, że takie znajomości też są bardzo ważne i dają poczucie, że nie jest się samemu.

Przy czym ważne jest, żeby sytuacja cały czas była jasna, że to po prostu znajomość, że nikt nie wpada w tak popularnego teraz 'friendzona'. Ja obiecałam sobie, że jeśli pewnego dnia poczuje, że coś czuję, to po prostu o tym powiem... Przy czym u mnie taka szansa jest 1 na 100, nie zakochuje się łatwo, ani w każdej osobie, która poświęci mi choć trochę uwagi.

środa, 18 kwietnia 2018

Dwa marzenia w dwa tygodnie.

Zawsze marzyłam, żeby mieszkać w Warszawie i zobaczyć Włochy. Zanim jednak w ogóle zamieszkam w tej Warszawie, to najpierw chcialabym ja zobaczyć.

Co ciekawe swoje marzenia zaczęłam spełniać od Rzymu, jutro kolej na Warszawę.

Spełnie swoje dwa marzenia w przeciągu jednego miesiąca! Ba..! Dwóch tygodni!

Przez to bycie singielka wypstrykałam się z marzeń... Zostało mi ostatnie: mąż, dom, dzieci i rodzina... Ale ono już nie zależy tylko ode mnie.

Poważnie czuję że muszę sobie wymyślić coś nowego... Przez ostatnie 10 lat mówiłam o tym.. Ale przynajmniej realizuje swoje postanowienie noworoczne- robić rzeczy, które będę miała możliwość robić, bez szukania wymowek ;)

Znajomy jutro jedzie do Warszawy na jakieś szkolenie, zapytałam czy mogę się zabrać, odpisał że jasne. W przeciągu pół godziny ogarnęłam sobie na jutro dzień wolny. I tyle.. Bez żadnych większych ideologii. Po prostu łapie okazję, która mi się pojawia ;)
I wiem, że próbuje sobie coś tym wszystkim udowodnić, ale ten sposób podoba mi się bardziej niż poprzedni ;) ten przynajmniej nie ładuje mnie w jakieś pokrecone relacje.

piątek, 30 marca 2018

Spierodlone relacje, marzenia i mózg.

31 marzec 2018, godz.: 00:16 

 Właśnie sobie uświadomiłam ile relacji już spierdoliłam. Nie wiem ile zajęło mi to czasu... W moim odczuciu na pewno będzie to zbyt dużo.

Jestem cholernie sentymentalna.. Do tego stopnia, że jak głupia zapisuje czasami ważne screeny rozmów i płaczę jak przypadkiem czasami mi się takie rzeczy usuną. Płaczę za głupimi screenami z przeszłości na których są rozmowy z ludźmi z którymi obecnie udaje, że się nie znam i mijam się bez słowa.

Nie śpię. Nie śpię, bo czekam. Miałam pracować w nocy, ale dziś Wielki Piątek, więc pewnie nie wielu ludzi chodzi dzisiaj pijanych. Nie śpię, bo czekam na moją siostrę, którą obiecałam odebrać od znajomych za jakaś godzinę.

I jakoś tak mnie natchnienie wzięło, żeby zacząć pisać 3 rozdział w licencjacie, chociaż obiecałam sobie, że nie tykam się tego do powrotu z Rzymu. To głupia obietnica, biorąc pod uwagę jak bardzo w tyle jestem z tym licencjatem i jak stosunkowo mało czasu przy nim spędziłam, ale po prostu chcę odpocząć. No, ale skoro już laptop był odpalony, bo w końcu właśnie dzisiaj wysłałam swoją pierwszą aplikację do pracy w Warszawie. W polu oczekiwane wynagrodzenie podałam 5 000. WOW! 5 TYSIĘCY. Szkoda, że brutto i szkoda, że pewnie ok. 2 000 będzie mnie kosztować ew. mieszkanie w Warszawie. No, ale.. .marzenia się spełnia, co nie?
No, ale ja nie o tym. Odpaliłam przed sekundą ten licencjat i mam problem, jak nazwać ten mój 3 rozdział. Przypomniałam sobie, że kiedyś miałam jakiś przykładowy spis treści w plikach na komputerze, więc zaczęłam je przeglądać. Trafiłam na opis dalszej rodziny i molestowania dzieci, mega wzruszający.. I zastanowiłam się co u nich, bo kilka lat temu zerwali z nami kontakt.. Poszłam dalej i trafiłam na ten durny plik z screenami. Wiadomości, pełne czułych słów, wirtualnych buziaczków i uśmieszków. I co z tego teraz pozostało? NIC. Jedno wielkie nic. Przeraża mnie liczba relacji, które właśnie wyglądają w ten sposób w moim życiu.
I wiecie co jest najgorsze, że teraz też rozmawiam z jednym facetem i wiecie nad czym się zastanawiam? W którym momencie to jebnie. Bo przecież, jebnąć musi. Jak każda moja relacja. I jebnie zanim się cokolwiek zacznie.

I warto by się tu było zastanowić co ze mną nie tak, gdzie popełniam błąd. Jestem egoistką- nie widzę go, nie dostrzegam go.

Ściągnęłam dziś książkę- kobiety które kochają za bardzo. No autentycznie mnie nie dotyczy, nie trafia w ogóle, nie jestem jednym z tych kobiet. Czy jestem lepsza? Wcale tak nie uważam. Czasami wolałabym, żeby mój stan emocjonalny wpisał się w jakiś poradnik, żeby ktoś nazwał i ładnie opisał, to co się dzieje w moim życiu. Ale niestety, nie kocham za bardzo. Nie kocham wcale. Próbuję i bezskutecznie. Mdli mnie od tych wszystkich relacji.

I wiecie co? Można pierdolić głupoty pt. pokochaj siebie itp. Ale ja kocham swoje życie, jestem w nim naprawdę szczęśliwa (zawodowo). Układa mi się świetnie w pracy, mam stanowisko o którym jak opowiadam, to każdy kiwa głową i mówi "ej..Sylwia, to chyba super praca!", chodzę na siłownię, raz w tygodniu na tenisa, spotykam się z znajomymi na kawę, wychodzę z przyjaciółkami potańczyć czasami do klubu, a czasami z kumpelą na piwo, spotykam się z rodziną i chodzimy czasami na pubquizy, dorabiam dodatkowo w innej pracy, piszę licencjat, chodzę do kościoła i dwa razy w miesiącu na oazę. Realizuję się, spełniam marzenia- za dwa dni lecę do RZYMU!  Wydaje mi się, że jestem atrakcyjną kobietą. Kiedy wychodzę z domu i mijam Panią, która handluje u nas przy podwórku i mówię jej dzień dobry, to myślę, że uważa mnie za szczęśliwą osobę. Czasami zagaduję do niej o pogodę.  Mam coś do powiedzenia, jestem oczytana, nie ma tematu na który nie można ze mną porozmawiać. Cały czas słyszę jak bardzo jestem dojrzała emocjonalnie (hahahhaha nikt z tych osób, nie trafił na tego bloga), jak jestem inteligentna, a ostatnio usłyszałam nawet, że jestem niesamowicie taktowna. I tu kobitki nie chodzi o samozachwyt, a po prostu o świadomość tego, że jest się kimś wartościowym. Zresztą nieraz pisałam Wam, że mam na pozór idealne życie.
 Do sedna. Wiecie w czym leży problem, że na co dzień jestem niesamowicie szczęśliwa jak w tych wszystkich pierdolonych poradnikach o silnych i niezależnych kobietach ( chociaż cały czas powtarzam, że mnie nikt nie zapytał o to czy chcę być silną i niezależną), ale chciałabym to szczęście tak po ludzku z kimś dzielić. O niczym innym nie marzę jak o założeniu własnej rodziny! Jak o wspólnych świętach z moją, jego i naszą rodziną. O dzieciach biegających wesoło po domu, o wspólnym czytaniu bajek w łóżku... I oddałabym chyba to wszystko, a na pewno wiele, żeby móc teraz wrócić do łóżka i położyć się obok osoby, którą kocham... I niczego bardziej na świecie się nie boję, jak tego, że nie będzie mi to wszystko dane. Tak bardzo się tego boję (nie tego, że będę samotna, tylko tego że nie będę miała szczęśliwej swojej rodziny). Tak bardzo się tego boję, że nawet teraz nie mogę pohamować łez spadających na klawiaturę...


Uff... na szczęście już zapomniałam o tych wszystkich wiadomościach od których zaczęłam ten wywód. Mogłam jednak, tę wenę i energię wykorzystać na licencjat :P
Jadę po siostrę!

wtorek, 20 marca 2018

Marzec marzeń.

W zasadzie nie wiem dlaczego dopiero teraz o tym piszę, chyba nadal mam natłok wszystkiego. W końcu pracuje 7 dni w tygodniu i robię masę innych rzeczy.. Ale nie o tym dzisiaj.

Dziś o tym, że już za półtorej tygodnia spełni się jedno z moich większych marzeń - lecę do Rzymu!!!!!

Marzyłam o tym od zawsze, początkowo realnie myślałam o tym, żeby lecieć po maturze, ale się nie złożyło.. Później albo byłam w związku który mnie ograniczał, albo zwyczajnie nie miałam pieniędzy.. I zawsze kończyło się tylko na mówieniu, że kiedyś tam będę..

A teraz? A teraz jest chyba jeden z najlepszych czasów w moim życiu, jestem dorosła i z niczym nie ograniczona. Pierwszy raz w życiu mogę dosłownie - wszystko!

I pisząc ostatnio słowo 'marzec', mój słownik zrobił mi psikusa i napisał 'marzeń' i tak sobie pomyślałam, że to właśnie marzec jest takim czasem spełniania moich marzeń, bo między innymi to właśnie w marcu 4 lata temu zdałam prawo jazdy, a to też było jednym z moich największych marzeń! Od teraz co roku w marcu będę sobie w ten sposób sprawiać przyjemność- taki mam plan ;)

Ale wracając do Rzymu. Lecę sama, pierwszy raz samolotem i o ile samego lotu jeszcze się nie boję (pisze jeszcze, bo pewnie jak już będę w samolocie, to włączy mi się tryb paniki), ale boję się że nie będę wiedziała gdzie iść na ten samolot. Do jakiego terminalu, gdzie z tym bagażem (mam tylko podręczny), gdzie jakaś odprawa.. Ja nigdy w życiu nie byłam na lotnisku nawet żeby kogoś tam zawieźć!

I wiem, że ekscytuje się tym jakbym co najmniej do Afryki leciała, a to tylko nie całe 2h w samolocie i że ludzie podróżują znacznie dalej i częściej i pewnie taki mój Rzym nie robi na nich wrażenia. Ale ja czuję się jakby za półtorej tygodnia miała miejsce wyprawa mojego życia!

Sono molto felice!

niedziela, 4 marca 2018

Grunt to być dobrze zorganizowanym. Najbardziej intensywny tydzień w moim życiu.

Pracowałam w tym tygodniu przez 7 dni. Zawałam z tego 4 nocki. Zaliczyłam z wtorku na środę przy okazji imprezę i zaliczyłam jedyny egzamin poprawkowy, który mi wpadł. Byłam na szybkich zakupach pierwszy raz od świąt, bo doszłam do wniosku że skoro cały czas pracuje to fajnie byłoby sobie wreszcie coś kupić. I udało mi się w piątek zaliczyć siłownię. Chyba najbardziej intensywny okres w moim życiu. Dzisiaj wstałam o 14, idę do kościoła i z rodzinką na pubquiz, a od jutra znowu do pracy. Jak myślicie kiedy padne? ;)

środa, 21 lutego 2018

Mój pierwszy raz

Wczoraj byłam pierwszy raz na desce snowbordowej! ;D

Było fantastycznie! Udalo mi się namówić znajomego, żeby pokazał mi co i jak.. I tak o to przez 3h biegał za mną w górę i w dół, bo jak tylko puszczał moja rękę, to robiłam buuuum! Szczerze go podziwiam, że mu się chciało i w ogóle podszedł do sprawy bardzo profesjonalnie (pomijam fakt, że chyba do wszystkiego tak podchodzi), na początku było dużo teorii i takich merytorycznych wskazówek, a później była praktyka ;) zaliczyłam tylko dwa mocniejsze upadki raz do przodu, a drugi raz do tyłu, po za tym w większości byłam asekurowana ;) Niesamowicie łapał mnie też skurcz w stopie, więc dwa razy siedzieliśmy po środku górki (na szczęście było mało ludzi) i ja bez buta próbowałam rozmasować ten skurcz.. Drugi to była jakaś masakra 20 minut nie nasze.. Myślałam że już nigdy mi. Je przejdzie. Jak sobie teraz to przypominam, to chce mi się z tego strasznie śmiać, choć wtedy do śmiechu mi nie było ;p
Ale jak widać żyje, strat w ludziach nie ma i na pewno spróbuję jeszcze raz!
Jedno z jakiś 'postanowień' noworocznych- odhaczone!

niedziela, 11 lutego 2018

Karty na stół.

Stwarzam pozory, że kontroluje swoje życie.
Znowu powrót do historii z P.
Kilka wpisów wcześniej macie opis jak cieszę się, że wreszcie mogę się z nim spotykać i nikt nie ma o to do nas pretensji. Sprawa była od początku jasna, że od nowego roku koniec z całowaniem, bo do niczego nas to nie prowadzi. Przynajmniej mnie nie przybliża do założenia rodziny. Zrobiliśmy więc zgodnie z umową powrót do stricte kolegowania się. I wydawało mi się, że super nam idzie. Od początku roku spotkaliśmy się dwa razy, w moje urodziny poszliśmy na kawę i spacer zupełnie jak kumple i drugi raz na stand up. Też jak najnormalniejsi (istnieje takie słowo?) kumple. Buziak w policzek, tematy takie jak zawsze. Nawet w poprzednim poście pisałam Wam, że ciekawa jestem czy jak się spotykamy to on patrzy na mnie jak na osobę z którą kiedyś go coś łączyło czy tak jak ja, nie skupia się na tym. Oprócz tego wymienilismy kilka wiadomości i to wszystko. Więc wydawało mi się, że sytuacja jest jasna.. Do piątku.
Chciałam pożyczyć od niego transmiter do samochodu w związku z podjęciem się dodatkowego zlecenia jako kierowca. Po prostu chciałam móc wreszcie posłuchać swojej muzyki w samochodzie. Pojechałam więc po to do niego i pierwszy raz w życiu byłam u niego w domu (miał zejść na dół i mi podać, ale zaprosił mnie do środka). Wypilysmy herbatę.. I pograliśmy na konsoli ;D Miły wieczór. Do momentu w którym nie złapał mnie i chciał mnie całować! Ale stanowczo odmówiłam. Może nie tak stanowczo, bo powiedziałam słowo "nie" kilka razy. Kusiło mnie nie miłosiernie, ale dziś cieszę się, że nie dałam się ponieść. Chociaż w pewnym momencie poczułam się już zirytowana, ale mnie uspokoił. Dziwna to była sytuacja tak czy inaczej, dziwnie mi się przyglądał, nie chciał zbytnio rozmawiać.. Głównie to ja mówiłam jakieś równoważniki zdań. Powiedziałam też, że nie chcę być traktowana przedmiotowo i chyba go to uraziło. Zebrałam się do domu.
Wczoraj napisałam mu wiadomość.

Karty na stół. Nie mogę Ci niczego obiecać, bo nie wiem jak będzie, ale jeśli chociaż trochę Ci na mnie zależy, to mi to pokaż. Jeśli nie, to chyba będzie lepiej jeśli przestaniemy się spotykać, bo po wczoraj widzę, że normalne kolegowanie się nam nie wychodzi.

Postawiłam sprawę jasno. Dobrze? No oczywiście, że dobrze, bo nie lubię niejasności.

Dziewczyny, stawiajmy w takich sytuacjach sprawę jasno. Nie czekajmy, że coś się zmieni. Takie niedomówienia do niczego nas nie zaprowadza. Przede wszystkim jesteśmy dorośli. Nic nie tracimy nawet jeśli facet powie Wam, że nie myślał o Was w kategorii związku. Przynajmniej będziecie wiedziały na czym stoicie i skończycie snuć wizję przyszłości z tą osobą. Wiem, że byłoby prościej gdybyście wiedziały czy on jest chociaż trochę zainteresowany. Ale to jak wysłać totka tylko wtedy gdy jest gwarancja wygranej, a w przeciwnym razie liczyć tylko na nagrodę, ale nie kupując kuponu. Ryzyko czyste. Życie jest zero jedynkowe i nie ma tu miejsca na domysły, a przynajmniej mnie szkoda na nie czasu.
Nie mam pojęcia czy traktował mnie tylko jak osobę do zaspokajania potrzeb (fuuuj jak to brzydko brzmi, ale nie oszukujmy się, tak może być), czy może liczył na coś więcej, a ja to w ten sposób zakategoryzowałam i dlatego nie dostrzegałam, że może mu na mnie zależy. A może jeszcze coś innego. Jakkolwiek by nie odpowiadział, to będzie dobrze. Wraz z tym "pierwszym" pocałunkiem (pierwszy był co prawda 5 lat temu, ale liczy się to co teraz) byłam świadoma, że albo to będzie zupełny koniec naszej znajomości, albo coś się urodzi. Po drodze tylko naiwnie uwierzyłam, że może nic się nie zmieni.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Życie jest tu i teraz. Przeszłość nie istnieje.

Zastanawiałam się nad tym czym ostatnio się z Wami dzielę. Jak marudzę o tym jak bardzo jestem nieszczęśliwa, bo brakuje mi emocji. I biorąc prysznic dzisiejszego wieczoru, doznałam olśnienia. Tych emocji nie ma, bo po prostu nie rozliczam sama siebie z tego co robię. Nie zastanawiam się nad tym czy postępuje słusznie, czy to moralne, czy dobre, czy złe. Po prostu żyje z dnia na dzień, odcinając cała przeszłość. Ja nawet nie pamiętam rozmów z przed 2 dni, chociaż można by je było zaliczyć do ważnych rozmów. I próbuje przetłumaczyć sama sobie, że to że ja ich nie pamiętam, nie oznacza że ta druga strona ma podobnie. I tak zastanawiam się czasami co czuje np. P. Kiedy się widzimy. Czy patrzy na mnie jak na osobę, którą kiedyś, kiedyś całował? Bo ja cała tę przeszłość odrzucam. W mojej głowie jest zakwalifikowany jako znajomy i tak go traktuje. Rozmawiam z nim normalnie i bez żadnych uczuć i emocji, że kiedyś coś nas łączyło, nawet jeśli to było tylko fizyczne. Czy bardzo źle ze mną?

Kiedyś potrafiłam marzyć i pisać całkiem niezłe teksty. Powrót do archiwum.



Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że w nocy są całkiem inne myśli, aniżeli w dzień...?
Noc, cisza, spokój, ciemność... Jesteś tylko Ty, sam na sam z swoimi myślami...
Wpadają Ci do głowy niezwykłe pomysły, po czym budzisz się rano i tracisz swój zapał...
Te wszystkie refleksyjne myśli, które miałeś na wieczór, stają się jakieś nierealne, odległe... 
-prywatne archiwum 

Odgrzebuje zapiski z starego dysku. I zastanawiam się gdzie się podział mój talent do pisania. Jestem pod wrażeniem niektórych tekstów, moich opowiadań. 
Chciała bym móc powrócić do czasów "Ich Troje" gdzie nie liczyło się nic więcej, jak tylko to, aby Michał usłyszał mnie jak krzyczę do niego po przez głośniki telewizora bądź radia, że go kocham.. wtedy wszystko było takie beztroskie. Do dziś pamiętam jak zwijałam taśmę od kaset z ich piosenkami. Teraz również powiedziałam, ze kocham, nie licząc tamtego- pierwszy raz. Dużo ciszej, nie mal szeptem.. nie słyszalnie.. z ogromnymi łzami w oczach. Patrząc w jego śliczne brązowe oczy, które mnie nie kochały, które wciąż kłamały.. a ja w nich tonęłam, tonęłam w łzach, tonęłam w oczach... szlochałam jak dziecko... błagając go, żeby został, żeby dał nam jeszcze szanse.. dzisiaj wiem jaka byłam głupia jak bardzo naiwna, jak wtedy sie poniżałam.. błagałam o coś kłamcę!
- archiwum  

Zgubiłam się. Zgubiłam się w swoim życiu. Zastanawiam się gdzie się podziała ta mądra dziewczynka. Dziś czuje się głupią kobieta. Bez tych wszystkich emocjonalnych wartości, bez wspomnień... Życie, to są tylko krótkie chwile. Bez względu na to czy dobre, czy złe- to tylko chwila, która szybko przemija. Właśnie o tym mówiłam, gdy pisałam Wam, że umieram emocjonalnie. Jakkolwiek tandetnie to zabrzmi, to nie wierzę w zakochanie. I pewnie powinnam przeżywać tę wyżej opisaną miłość przez całe życie, ale nawet o niej już zapomniałam. Wzruszam się tylko, gdy odgrzebuję te stare rzeczy. 

sobota, 27 stycznia 2018

Alkoholicy to egoiści.

Nienawidzę alkoholików! I nie próbujcie mnie umoralniac, że to choroba.. Bo wystarczająco dużo się o tym swego czasu naczytałam.
Najpierw rodzice mojego byłego chłopaka pili.. Przechodzilismy piekło.. Każdego wieczoru, każdej nocy to samo.. Alkohol i wypierdzielanie własnego syna z domu. Ja nie śpiąca po nocach.. Zawsze się denerwowalam, że tak późno ode mnie wychodzi, ale nic dziwnego, że nie chciało mu się wracać do domu.. Że może liczył, że jak wróci, to będą już spać. Zanim jeszcze byliśmy razem, to swoją wigilię spędzał sam w samochodzie.
Później alkoholikiem był mój chłopak. Byłam nawet na spotkaniu AA razem z nim. A teraz w szpitalu leży mój kuzyn ma żółtaczke alkoholowa! I wiecie co Wam powiem? Teraz widzę, że ja mogłam grozić B. Ze jeśli nie przestanie pić, to od niego odejdę... Mojemu kuzynowi grozi śmierć, a mimo to pije! To już druga żółtaczka. Powinien przestać pić już po pierwszej, wiedział jakie jest ryzyko, a mimo to kolejny raz sięgnął po alkohol i znowu szpital. Cała rodzina mówi o tym jaka to ma okropna żonę, że do niego nie przyjeżdża.. A ja się jej nie dziwię! Bo ma to na własne życzenie, a ona musi się zająć dwójka dzieci, bo tatuś jest w szpitalu, bo za dużo pił. Bo wiem, że ona w tym momencie ma święty spokój, no nie musi się uzerac z pijakiem.
Dla mnie alkoholicy, to pierdoleni egoiści! I nigdy nie zmienię zdania. I nie mówię o tych nie pijacych alkoholikach.. Oni właśnie są przykładem, że jeśli się tylko chce, to można sprawę ogarnąć.
Przepraszam jeśli kogoś ten post uraził, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

niedziela, 21 stycznia 2018

Umieram. Umieram emocjonalnie.

Umieram. Umieram emocjonalnie.
Wiecie kiedy pierwszy raz czułam prawdziwy smutek? Pierwszy największy ból emocjonalny jaki mnie dotknął, to śmierć mojego dziadka. Pamiętam, to jak dziś.. Chociaż miałam jakieś 6 lat. Pamiętam jak płakałam u mamy na kolanach, że jak to już nigdy z nim nie zagram w warcaby. Kolejne silne emocje jakie mnie spotkały, to pierwsze zakochanie i rozstanie. Przeżyłam, to tak bardzo, że zastanawiam się gdzie jest tamta Sylwia.. Nie potrafiłam wtedy oddychać. Wewnętrznie umarłam.. Powiedziałam sobie jakiś czas później, że nigdy w życiu już nie będę tak cierpieć przy rozstaniu. I jeszcze niedawno cieszyłam się tym, że nadal się to sprawdza. Dziś przeklinam te słowa. Tamte emocje, wtedy były tak silne, że każde inne wypadają na ich tle blado.. Nie wiem czy dorosłam, czy ponownie się nie zakochałam. Dobrze, że miłość to nie motyle w brzuchu i emocje.. Bo to znaczyłoby, że mogłabym jej już nigdy nie doświadczyć. Umarłam emocjonalnie. Nawet wtedy kiedy myślę sobie jak wiele złego mnie już spotkało... I kiedy myślę sobie, że wiele osób mogłoby tego nie wytrzymać. To nie czuję nic. Zero smutku. Nie potrafię się nawet porządnie nad sobą po użalać. Puszczam sobie smutna piosenkę i próbuje się popłakac. Fajnie? Nie. Bo radości też praktycznie nie odczuwam. Moment, który uważam za silne szczęście, takie które rzeczywiście odczułam, było w momencie w którym zdałam prawo jazdy. Nie wiem czemu ten moment, a nie np. zdanie matury. Ale pamiętam to szczęście.
Pomijając, że nie mam faceta, to ja nawet nie chce oświadczyn. Albo inaczej, boję się ich. Boję się, że nie będę wtedy szczęśliwa, że nie zareaguje we właściwy sposób. Za to niczego bardziej nie pragnę, niż mieć swoją własną rodzinę. Czuję wewnętrznie, że tuląc dziecko, nie będę się zastanawiała nad tym czy jestem szczęśliwa. Nie lubię swojego życia emocjonalnego. Tak bardzo chciałabym się cofnąć w czasie i być tak wrażliwa jak kiedyś. Mówią, że wrażliwość to przekleństwo. Dla mnie przekleństwem jest obojętność. Moja słaba pamięć, która nie pamięta (nie wliczając tego pierwszego chłopaka) pierwszych pocałunków, pierwszego kocham i pierwszego spierdalaj. Nie przywiązuje wagi do tych rzeczy. Czy to znaczy, że nie jestem zdolna do miłości? Może nie powinnam nigdy się wiązać, bo nie będę potrafiła kochać, a ponoc każdy na miłość zasługuje. Nie mogę więc kogoś ranić, a jednocześnie nie wyobrażam sobie, życia w samotności. Nie chce. Pragnę mieć duża i szczęśliwa rodzinę i nie potrafię kochać.

A teraz? Kładę się spać, żeby jutro obudzić się w swoim na pozór idealnym życiu. Wiem, że grzesze.. Bo nie mam na co narzekać w swoim życiu. Myślę, że gdyby je zestawić, to mogło by się okazać lepsze od takiego przeciętnego. Czy nie potrafię docenić tego co mam? Być może. Nie zastanawiam się nad tym, nie obchodzi mnie. To tylko życie, które jest już zaplanowane na kolejnych kartach histori, a co ma się wydarzyć i tak się stanie.

piątek, 12 stycznia 2018

Po co żyjemy, dokąd zmierzamy?


Po co według Was żyjemy?

Dlaczego miłość jest taka ważna? Skoro nie każdemu dane jest jej doświadczać? I nie mówię tylko o tej miłości między dwojgiem partnerów.. 

czwartek, 4 stycznia 2018

Życzenie i postanowienia noworoczne.


Życzenie noworoczne:
- Za rok być bliżej od założenia rodziny, niż jestem teraz.

Postanowienia noworoczne:

1. Robić rzeczy, które będę miała możliwość robić, bez szukania wymowek.

Ogladaliscie ten film w którym facet z wszystkim jest na "tak"? I ja też tak będę robić. Przykład? 1 stycznia zgłosiłam się do projektu w którym jest 4 dniowy wyjazd do innego miasta. Bo niby czemu nie? Jeśli jutro przyjdzie ktoś i zaproponuje mi kurs salsy, to chociaż kompletnie nie czuję rytmu, pójdę z przyjemnością!

2. Wyrzucić ze swojego słownika słowo "wyjebane" .

Mam poczucie, że już na dzień przed sylwestrem, nie mówiąc o północy.. Każda spływająca łza po moim policzku, była jednym wypowiedzianym w ciągu roku "wyjebane" . Wszystko uderzało we mnie z taką siła, że sama nie potrafiłam tego ogarnąć. Siedziałam z siostra w kuchni.. Rozmawiałyśmy, ona paliła papierosa, a ja zaczynałam płakać, co podsunowala krótkim "ładnie Cię powaliło emocjonalnie" . Nie chce już tak. Nigdy. Nigdy więcej.