piątek, 21 października 2016

Uwaga epidemia! - Jesienna depresja atakuje! +krótko co u mnie, krótko o Wołyniu, i mój krótki "wiersz" :)



Dopada mnie jesień. I pod względem psychicznym i fizycznym. Odkopuje stare zapiski w komputerze. I znalazłam plik "wiersze". Raz w życiu przez krótki okres miałam "wenę". Brak bloga spowodował, że zaczęłam ubierać myśli właśnie w ten sposób. Teraz to czytam i widzę swoje życie w pigułce. Oczywiście w tekstach nieco gloryfikowane. I jak to często u mnie bywa, dziś wydają mi się te słowa takie nieaktualne. To zabawne, jak z czasem, to co kiedyś wydawało nam się niesamowicie istotne, ważne blaknie. Emocje przestają grać główną rolę, bo przecież życie jest tak niesamowicie dynamiczne. Ludziom się wydaje, że ich życie jest takie (_______________), kiedy tak naprawdę jest ono takie (___). Dawno, dawno temu kiedy było mi źle i wydawało mi się, że to był mój własny koniec świata na budzik miałam ustawione wówczas modne "Video" i niesamowicie zakotwiczył mi się w pamięci ich tekst "Nie ważne co nadchodzi, chcesz tego czy nie, nie zawsze będzie tak". Uważam, że jest trafiony w punkt. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, gdy jedno się kończy, zaczyna się drugie. I nie ma w tym nic złego, że jest nam źle. Człowiek nie może być idealny. I nie jest idealny. To zbyt duża presja. Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. A nie mylą się tylko Ci, którzy nic nie robią. Dlatego bądźmy wyrozumiali dla swoich bliskich. Miejmy świadomość, że czasami może im się zdarzyć gorszy dzień. Pozwalajmy na słabości sobie i innym. Nie ma w tym nic złego. Przecież po części nam dobrze, że siedzimy teraz w tym ciemnym pokoju, że deszcz bije o rynnę na dworze, a my jesteśmy sami z swoimi myślami, to sprawia niesamowity klimat. "Może jednak bywa tak, że człowiek w stanie wielkiego wzburzenia odczuwa potrzebę jakiś teatralnych gestów - jak gdyby cały czas publiczność obserwowała jego tragiczną rolę". 

Co u mnie? Absolutny brak czasu na cokolwiek (no dobra dzisiaj trochę poleniuchowałam). We wtorek byliśmy obejrzeć "Wołyń" - ogromnie polecam! Najlepszą recenzję stanowią słowa Konrada Berkowicza, który na swoim tweeterze napisał "Po projekcji filmu "Wołyń" owacja na milcząco. Ludzie opuszczali salę w ciszy, jakby w bezdźwięcznym kondukcie żałobnym". 
Byłam też u dentysty. Zdecydowałam się zmienić i niestety teraz żałuję. Ząb nie bolał właściwie, mała dziurka, a doktor wyborował mi pół zęba z czego z jednej strony miałam taką kuleczkę z lekarstwa (która jak stwierdził sama odpadnie), a z drugiej brak tego lekarstwa i dziurkę przez którą teraz wchodzi powietrze i podrażnia nerw. Mam ogromnie przykre doświadczenia z cała służbą zdrowia. Uważam, że nie ma nas kto leczyć, a NFZ już nie istnieje. 
Oprócz tego byłam na targach pracy i oddzwonili do mnie z jednego banku w którym zostawiłam CV, niestety po usłyszeniu, że jestem na studiach dziennych - cisza :( 
Jutro pracuję. Dodatkowe zlecenie w międzynarodowym centrum kongresowym. Mam nadzieję, że wytrzymam te 6h na szpilkach. Jeśli chodzi o botki to nie mam z nimi problemu, mogę chodzić w nich nawet i 12h, ale te takie zwykłe klasyczne szpilki, które mam nie należą do najwygodniejszych. Chyba pora na zakup nowych. 
Nie mogę się zebrać na siłownię i naprawdę nie mam na nią czasu, z Nim widziałam się ostatnio we wtorek na Wołyniu. Jutro może będziemy mieli dla siebie z godzinkę i trzeba będzie iść spać bo w niedziele On ma uczelnie. Większość zajęć mam teraz na popołudniu, dobija mnie trochę ten plan zajęć. No, ale skoro nie mogę zebrać się na siłownie, jest jesień i wszyscy mamy depresję, to lecę zajadać się chipsami! 

Poniżej jeden z odkopanych "wierszów". Mickiewiczem nie jestem, więc proszę z przymrużeniem oka :)

Nigdy;
sobie Ciebie nie odpuszczę.
Zbyt wiele słów,
tych dobrych.
Za mało chwil,
spędzonych razem,
bym miała pewność,
że nas już nigdy nie będzie.
Gorzkie milczenie nie sprawi,
że Cię znienawidzę.
Musisz dorzucić kilka cierpkich słów,
przy których te dobre nie będą miały znaczenia. 


Na koniec jeszcze coś o jesieni: 

"- Masz jakieś plany na jesień?
- Pić będę.
- Przecież takie sam miałeś plan na lato!
- O czym ja mam rozmawiać z człowiekiem, który nie rozróżnia wesołego letniego picia od jesiennego depresyjnego pijaństwa?"


poniedziałek, 17 października 2016

Nasza historia - czyli jak to się wszystko zaczęło.


Świadoma, że historię miłosne zazwyczaj ciekawią samych zainteresowanych, postanowiłam, że mimo tego przytoczę i naszą historię. Bo skoro i było miejsce na przeszłość tą złą, to pora na przeszłość nie tak odległą, ale za to piękną i teraźniejszość ;)


Kiedy to zbierałam się już wcześniej do założenia bloga, zapisałam sobie notatkę w laptopie, którą miałam ochotę opublikować i brzmiała ona mniej więcej tak:

"Jestem wolna, szczęśliwa i niezależna. I aktualnie mam tylko jeden problem. Nie potrafię mieć kolegów. Mimo, że świetnie (a przynajmniej tak mi się wydaje) rozumiem relacje między ludzkie. Widzę rzeczy, których nie dostrzegają inni. Wiem jak to wszystko funkcjonuje. Faceci, są naprawdę prości w obsłudze. I czekam na takiego, który mnie zaskoczy. Którego nie będę potrafiła rozgryźć. Który stanie się dla mnie zagadką. Który nie pozwoli się owinąć wokół palca. Inaczej się nudzę, a przy okazji komplikuję sobie życie."

A, więc żyłam sobie taka wolna, szczęśliwa i niezależna, kiedy to pojawiła się opcja, żeby jechać na majówkę. Propozycja padła od najlepszej kumpeli (nazwijmy ją Karolina). Wyjazd organizował jej starosta roku, żeby się mogli zintegrować, ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach pod koniec ktoś rezygnuje i robi się wolne miejsce. I tak o to pojechałam tam razem z nią. Mega się cieszyłam na ten wyjazd. To miał być mój kolejny dowód wolności i uwolnienia się z poprzedniej relacji. Wreszcie mogłam robić co chcę!
Ale.. Jak to zwykle u mnie bywa, gdy zaczyna mi na czymś bardzo zależeć, to zazwyczaj np. choruję! I tak było tym razem, pierwsza w życiu jelitówka (no dobra, może jak byłam mała to coś podobnego przechodziłam). Powiedziałam, że nie odpuszczę! W pociągu jechałam z termometrem pod pachą, ale było coraz lepiej. Dotarliśmy, świetna atmosfera. Starosta przyszedł po nas do pokoju, żeby zaprosić tam gdzie wszyscy siedzieli :) Nie, nie wpadliśmy sobie od razu w oko. Chociaż był niesamowicie gentlemeński i uprzejmy. Poszliśmy wszyscy tańczyć i wtedy znowu mnie dopadło. Wróciłam do pokoju.. I leżałam w łóżku zbijając gorączkę.. Ale po godzinie siły na nowo wróciły, więc i ja wróciłam do towarzystwa. Rozmawialiśmy z sobą przed domkiem. Mieliśmy podobne doświadczenia, podobne spojrzenie na świat. Jak on to mówił "mind connection". No i można by było powiedzieć, że się potoczyło... :) Napisał, umówiliśmy się. Na pierwszym spotkaniu pomógł dziewczynce w parku założyć łańcuch na rower, ponieważ strasznie płakała. Ładny gest, prawda? :)
Później to on zaprosił mnie do siebie na przegląd teatralny (mieszkamy od siebie jakieś 60km). Pojechałam.. oprowadził mnie po rynku. Po czym powiedział, że zupełnie przypadkiem ma tutaj dwa rowery (wspominałam, że strasznie chciałabym pojeździć, niestety mój rower się już do tego nie nadaje). Pojechaliśmy nad jeziorko. Nawet kocyk miał z sobą w plecaku. W pewnym momencie powiedział, że ma coś jeszcze. I wiecie co wyciągnął z plecaka? Bańki mydlane! Chyba nie muszę mówić jak bardzo mnie tym gestem urzekł? :) Później poszliśmy na ten przegląd teatralny, który się tam odbywał (oboje jak się okazało kochamy sztukę). 
Ale mimo wszystko, mimo całego jego zaangażowania ja miałam wątpliwości, bo przecież miał to być rok wolności! Miałam się z nikim nie wiązać i korzystać z życia! I powiedziałam mu o tym, że przykro mi, ale niestety na razie nic z tego nie będzie.A on mi odpowiedział, że na pewno nie ma zamiaru zrywać ze mną kontaktu. Bo w tym momencie ja coś naderwałam, a gdyby on postąpił w ten sposób, to kompletnie by to rozerwał, a tak mamy szansę, żeby to skleić. I tak mijał sobie czas, on się delikatnie wycofał, ale jednocześnie ciągle o sobie przypominał.I gdy ja znowu stwierdziłam, że wolność, że koniec z wszystkimi (bo jest tez wątek poboczny z pewnym facetem)... Zrzuciłam z siebie presje i nagle uświadomiłam sobie, że dobrze mi było w jego towarzystwie, że świetnie się rozumiemy.. I ja napisałam, czy nie zechciałby się spotkać. No i przyjechał :)

Śmiało mogę powiedzieć, że tworzymy związek idealny, wręcz książkowy. I wiem co pomyślicie, że to początek.. że zawsze jest różowo. To ja się ogromnie cieszę, że to jest początek! I mogłabym go przedłużać w nieskończoność. Chłonę, każdy dzień. Wiedząc, że są to najlepsze dni! Chociaż on uważa, że najlepsze dopiero przed nami.

A teraz trochę o nim. Studiuje zaocznie, pracuje, jak już wspomniałam uwielbia sztukę, bardzo dużo czyta, jest niesamowicie wrażliwy, opanowany, spokojny, tradycjonalista, jak sam mówi urodził się za późno, oboje mamy poczucie, że nie pasujemy do dzisiejszego świata i jego obecnych wartości..  A w dodatku świetnie gotuje!

Byliśmy razem na wakacjach. Przedostatniego dnia, gdy pogoda była przecudna poszedł do naszego domku, ugotował dla nas obiadokolację i przyniósł na plażę w opakowaniu, które zabrał wcześniej z restauracji. Jeszcze nigdy nic mi tak nie smakowało!
I czytał mi książkę na plaży na głos. Dla mnie to było niesamowite. Że znalazłam mężczyznę z którym mogę być na plaży i czytać!
Dba o mnie na każdym kroku i przede wszystkim zawsze okazuje mi szacunek. Przez 4 miesiące naszego związku nie usłyszałam jak krzyczy czy przy mnie przeklina. Otwiera mi drzwi w samochodzie
i na naszą miesięcznicę napisał dla mnie wiersz. Pierwsze litery tworzą moja imię i nazwisko dlatego przytoczę tylko kilka wersów w dodatku nie w kolejności.

A jak antyteza, tego co do tej pory było, 
A jak ambicja, ona nas łączy,
A jak aluzja, gdy mówi to wiem, 
A jak akceptacja, wszystkich wad i zalet
T jak troska, gdy mnie obok nie ma, 
R jak recepta, na wszystko co złe,
D jak dobroć, ona od niej płynie (...) 

Niesamowicie spersonalizowany, dla mnie przepiękny.

Jestem najszczęśliwsza, mam ochotę krzyczeć na głos jaka jestem przy nim szczęśliwa. I świadoma, jak wiele pracy włożył w to, żeby pokazać mi jak wygląda prawdziwa miłość. Jak sam przyznaje nie było to proste, ale było to warte tego co jest teraz między nami.

Kojarzycie ten cytat?

"Któregoś dnia obudzisz się w niedzielę o jedenastej, 
obok miłości swojego życia, zrobisz kawę i jajecznicę
 i po prostu będzie w porządku"

Możecie sobie tylko wyobrazić jak się uśmiechnęłam sama do siebie, gdy przeczytałam go po właśnie tak, kropka w kropkę spędzonej niedzieli. W dodatku właśnie tego dnia zrobiłam pierwszą w swoim życiu jajecznicę! :)

Na koniec życzę nam wszystkim takiej miłości. A sobie, żeby ta bajka nigdy się nie skończyła. :)

Kto dobrnął do końca? :P

piątek, 7 października 2016

Retrospekcja.


Byłam w toksycznym związku. I wreszcie mówię o tym głośno.
Byłam przez 3 lata z osobą, która była chora na punkcie zazdrości, która miała wybuchy agresji niemal w każdej sytuacji. Która wielokrotnie raniła mnie słowami. I miała masę długów i problemy z narkotykami.
I uwierzcie mi, że zawsze sobie mówiłam, że nigdy nie pozwoliłabym się traktować w taki czy inny sposób..Ale w momencie, którym to się wszystko działo nie potrafiłam nic zrobić. Owszem na początku lamentowałam, tłumaczyłam, że takie słowa jak "dziwko", "szmato" ogromnie mnie ranią, biorąc pod uwagę, że był to mój pierwszy facet.. ale później przywykłam do tego. Przecież on zawsze powtarzał "wiesz, że mówię to w nerwach". Później jego ataki agresji, jego krzyki i wyzwiska przestały robić na mnie wrażenie. Moja najbliższa koleżanka do dzisiaj wspomina jak była raz u mnie, a on akurat wpadał w kolejną furię. Jak siedziałam i nie reagowałam na to co mówi. Przyjęłam postawę wyparcia. Na początku tłumaczyłam to również, że to przez jego rodziców alkoholików, którzy również nie potrafili z sobą normalnie rozmawiać. Później mówiłam sobie, że to przez jego problemy finansowe które były ogromne. Wierzyłam, że kiedyś to piekło się skończy.. Że wystarczy trochę poczekać i będzie dobrze. Ale niestety było coraz gorzej. Dochodził również temat narkotyków. Nie raz i nie dwa, szłam na badania krwi, ale zawsze w ostatniej chwili się wycofywałam, bo szkoda pieniędzy..  dopóki w końcu nie zatrzymała go policja i był pod wpływem.
Zastanawiam się czy kiedykolwiek go kochałam.. A jeśli tak, to to uczucie skończyło się po pół roku tego związku. Po tym czasie myślałam tylko jak uciec i się uwolnić.. A nie było to łatwe. Miałam poczucie, że beze mnie sobie nie poradzi, a jednocześnie płakałam w poduszkę, że to wszystko jest kosztem mojego życia.
Gdy wreszcie postanowiłam odejść, były akcje z rozrzucaniem naszych zdjęć po moim podwórku, groźby i próby samobójcze. Uwierzcie mi, że nie było łatwo.Gdy, rzekomo nie byłam już w związku próbowałam to sobie za wszelką cenę udowodnić, że jestem wolna. Spotykałam się z facetami. No dobra, tylko z 3 i nigdy jednocześnie. On cały czas nie odpuszczał. Szala się przeważyła, gdy spotkałam się z jednym facetem.. po czym opisałam to na blogu, do którego dostęp miały tylko zaproszone osoby. A on ten post przeczytał. I nieźle namieszał. Okazało się, że miałam zainstalowane w laptopie oprogramowanie szpiegowskie. Wyobrażacie sobie do czego prowadziła ta chora zazdrość? Wtedy odcięłam go z swojego życia całkowicie. I postanowiłam, że żadnego związku przez rok, że muszę odetchnąć, pożyć. Boże jaka ja byłam szczęśliwa, taka wolna! Bez zamartwiania się. Bez tej odpowiedzialności, którą wzięłam za naszą dwójkę.Owszem próbował jeszcze coś pisać, że to się nie musi tak kończyć, że możemy zostać znajomymi, ale te sms zostawiłam bez odpowiedzi. Dziś o tym wszystkim mówię już naprawdę na chłodno. Ale nawet na samo wspomnienie tamtego czasu czuję ogromną ulgę na sercu, że udało mi się z tego gówna uwolnić.

Po rozstaniu miałam sen. Mieliśmy w nim wziąć ślub. Nieplanowany. Nagle niemal z dnia na dzień. Znowu musiałam go ratować, po to miał być ten ślub. W tym śnie, płakałm przez cały czas, wiedziałam, że jeśli za niego wyjdę, to będzie to już koniec. Że wtedy już naprawdę nigdy się nie uwolnię. I wiecie co zrobiłam w tym śnie? Powiedziałam, że nie mogę tego zrobić i nie zrobiłam tego. Ten sen tylko uświadomił mi, że postąpiłam słusznie.

I uwierzcie mi śmiało mogę powiedzieć, że dużo mnie to wszystko nauczyło, że wyciągnęłam wnioski z tej lekcji. Że jestem zdecydowanie mądrzejsza o to doświadczenie. I wyszłam z założenia, że żadnych popaprańców już w moim życiu, że wolę być sama niż z kimś kto będzie wykańczał mnie psychicznie.
I tak sobie żyłam wolna i szczęśliwa, oraz nie narzekając na zainteresowanie płci przeciwnej moją osobą. Ale o tym już w następnym poście.... :)

czwartek, 6 października 2016

Małe wprowadzenie- czyli w skrócie co u mnie :)


Dzień dobry!
Wracam do blogowania. Bardziej ostrożniej niż ostatnio. Imiona pozmieniane.

W skrócie co u mnie:

1) Studiuję. II rok na kierunku... (jest tak mało popularny, że na razie nie podam jego nazwy), ale wydział zarządzania. Na tym kierunku jestem starostą swojej grupy i uwielbiam tę funkcję.
Od tego roku, rozpoczęłam również drugi kierunek - Zarządzanie. Głównie dlatego, że pierwszy semestr kropka w kropkę oceny będę miała przepisane. Więc niewielkim kosztem mogę pociągnąć dwa kierunki.

2) Aktualnie jestem na etapie poszukiwania stażu/ praktyki najchętniej w jakimś banku. A właściwie, to jestem w trakcie przygotowywania dokumentów, tak żeby były jak najbardziej rzetelne.

3) Jestem w związku. Niedługo, bo od niecałych 4 miesięcy, ale jestem w tym związku najszczęśliwsza na świecie. O czym nie omieszkam się pochwalić w późniejszych wpisach.

Te 3 punkty proszę potraktować jako wprowadzenie. Wszystko z czasem pociągnę dalej. Mam nadzieję, że po tej długiej przerwie znowu będę mogła liczyć na słowa otuchy, wsparcia jak i krytyki :)