poniedziałek, 18 grudnia 2017

Do przodu! ;)

Na szczęście, ostatni post był tylko chwilową słabością i już następnego dnia mi przeszło.
Spotkaliśmy się i o dziwo, to była rozmowa bardzo na poziomie. On powiedział, że zaczął się leczyć, ja powiedziałam, że to niczego nie zmienia, a on dodał, że nie może mnie do niczego zmusić. Żadnego grania na emocjach. Toteż ta rozmowa przynajmniej dla mnie przebiegła w miare sprawnie ;)

Zostałam bez pracy. Moja umowa dobiegła końca. Projekt przy, którym pracowałam się zakończył... Ale jest szansa na kolejny kwartał, 15 stycznia mamy wiedzieć co i jak. Była to praca, która niewątpliwie dawała mi satysfakcje. Gdy ktoś mnie pytał, gdzie pracuje i co tam robię, to lubiłam odpowiadać, że sprawdzam czy doradcy pracują zgodnie z obowiązującym ich standardem. Przez pół roku, odbyłam rozmowę z ponad 200 pracownikami. Każdego dnia to byli inni ludzie, którzy inaczej reagowali w stredujacych sytuacjach. Lubiłam, gdy przyjeżdżałam do oddziału ponownie i dawałam lepszy wynik niż poprzednim razem, odnotowujac progres. Między oddziałami szły pogłoski, że ja to ta dobra. Zawsze starałam się, żeby rozmowa była motywująca na przyszłość nawet pomimo złego wyniku. Zawsze w dobrej atmosferze. Później jak już doszły te plotki o mnie, do mnie samej, to czułam momentami presję, że muszę się uśmiechać, żeby ktoś nie czuł się pokrzywdzony, że u jego kolegi/ koleżanki to taka miła byłam, a u niego to tragedia 😂

Więc na razie.. Przez miesiąc "odpoczywam" . A prawda jest taka, że dziś pierwszy dzień siedzę w domu i mnie nosi.. Nie wiem co z sobą zrobić.

W planach mam pisanie licencjatu i muszę się pochwalić, że ostatnio moja promotor, powiedziała mi, że bardzo ciekawa praca, fajnie się czyta i oby tak dalej ;) więc dodała mi skrzydeł ;)

Weekend minął mi bardzo przyjemnie. W piątek pojechałam do przyjaciółki na piwko i pizze, w sobotę byłam odwiedzić znajoma, która ma świetnego 3 letniego synka, więc też sobie posiedzieliśmy. A w niedzielę u chrzesniaka na urodzinach. Później z rodzinką na kręgach i pizzy. Wracając spotkałam się na chwilę z P.
Czyli intensywnie, tak jak lubię najbardziej :)

niedziela, 10 grudnia 2017

Rozstanie x 2.

Nie dam rady. Czuję jakbym to jutro miała się z nim rozstać. Jakbym to jutro miała podjąć tę decyzję... A przecież zapadła ona już dawno. Dlaczego więc dzisiaj jest mi tak cholernie żal tego wszystkiego? Przed oczami mam wszystkie te dobre chwile..nasze pierwsze wakacje, jego uśmiech o poranku.. Przypominam sobie jak lubiłam być budzona telefonem od niego.. Jak przytulal mnie przed zaśnięciem... I jak wtedy było mi dobrze. Widzę nas beztroskich, jedzacych śniadanie w sobotę na balkonie. Wspólny spacer i jak chronił mnie przed wiatrem. Tak bardzo ciężko będzie mi mówić, że to koniec. Nie lubię końców. Nie lubię mieć świadomości, że coś jest ostatni raz. Tak bardzo do wszystkiego się przywiązuje.. I jedynie myśl, że żyłam teraz przez 3 miesiące bez niego, uświadamia mi, że potrafię. Przecież nawet za nim nie tęsknilam. Z dnia na dzień przestał dla mnie istnieć. Nie rozpamietywalam. Wiedziałam, że dobrze się stało. Ze nie było innego wyjścia.. Po tym, piekle w Chorwacji. Samo się zakończyło. Nikt nie musiał nic mówić. A ja chwilę później wróciłam do normalnego życia. Kiedy dziś powiedziałam siostrze o swoich lękach.. Odpowiedziała mi "zobacz, jak teraz zajebiście żyjesz" . I pewnie ma rację. Bo tak jest.
Ale nie mogę pozbyć się myśli, że dziś mieszkalibyśmy już razem. Ze być może byłabym narzeczona, bo miało się to stać w tym roku. Ze mogłabym zacząć budować rodzinę o której zawsze marzyłam... I nawet nie chodzi o to, że ja z nim chce budować tę rodzinę. Chodzi o to, że po prostu pragnę tej rodziny bardziej niż czegokolwiek innego w życiu.

Poszedł na odwyk. Poprosił o jeszcze jedno spotkanie. Nie zgodziłam się... Ale później za namową zdecydowanie bardziej doświadczonej kobiety zdecydowałam się, że się z nim spotkam. Ona powiedziała, że jeśli powiem mu na żywo, że to koniec to wybrzmi to zdecydowanie dosadniej niż powtarzać, to w smsach. I dlatego się zgodziłam. Miałam przygotowane nawet co powiem. "Nie wymagaj ode mnie, żebym z Tobą była. Alkoholikiem się jest przez całe życie, a ja nie chce się przez całe życie bać. Dziś może dla Ciebie alkohol nie istnieje, ale nie wiesz co będzie jutro, za miesiąc czy 5 lat. Jeśli mnie kochasz, to sam postanowisz odejść, żeby mieć pewność, że nigdy więcej już mnie nie skrzywdzisz " . I proszę trzymajcie kciuki, żebym to zdanie wypowiedziała. Bo dziś wyjątkowo mocno mam ochotę go przytulić... Być może dlatego, że wiem, że już nigdy nie będę miała okazji. Kiedy godziłam się na to spotkanie nie było we mnie żadnych emocji.. Dziś nie mogę sobie z nimi prowadzić i proszę Boga o siłe przed jutrzejszym spotkaniem.