piątek, 30 marca 2018

Spierodlone relacje, marzenia i mózg.

31 marzec 2018, godz.: 00:16 

 Właśnie sobie uświadomiłam ile relacji już spierdoliłam. Nie wiem ile zajęło mi to czasu... W moim odczuciu na pewno będzie to zbyt dużo.

Jestem cholernie sentymentalna.. Do tego stopnia, że jak głupia zapisuje czasami ważne screeny rozmów i płaczę jak przypadkiem czasami mi się takie rzeczy usuną. Płaczę za głupimi screenami z przeszłości na których są rozmowy z ludźmi z którymi obecnie udaje, że się nie znam i mijam się bez słowa.

Nie śpię. Nie śpię, bo czekam. Miałam pracować w nocy, ale dziś Wielki Piątek, więc pewnie nie wielu ludzi chodzi dzisiaj pijanych. Nie śpię, bo czekam na moją siostrę, którą obiecałam odebrać od znajomych za jakaś godzinę.

I jakoś tak mnie natchnienie wzięło, żeby zacząć pisać 3 rozdział w licencjacie, chociaż obiecałam sobie, że nie tykam się tego do powrotu z Rzymu. To głupia obietnica, biorąc pod uwagę jak bardzo w tyle jestem z tym licencjatem i jak stosunkowo mało czasu przy nim spędziłam, ale po prostu chcę odpocząć. No, ale skoro już laptop był odpalony, bo w końcu właśnie dzisiaj wysłałam swoją pierwszą aplikację do pracy w Warszawie. W polu oczekiwane wynagrodzenie podałam 5 000. WOW! 5 TYSIĘCY. Szkoda, że brutto i szkoda, że pewnie ok. 2 000 będzie mnie kosztować ew. mieszkanie w Warszawie. No, ale.. .marzenia się spełnia, co nie?
No, ale ja nie o tym. Odpaliłam przed sekundą ten licencjat i mam problem, jak nazwać ten mój 3 rozdział. Przypomniałam sobie, że kiedyś miałam jakiś przykładowy spis treści w plikach na komputerze, więc zaczęłam je przeglądać. Trafiłam na opis dalszej rodziny i molestowania dzieci, mega wzruszający.. I zastanowiłam się co u nich, bo kilka lat temu zerwali z nami kontakt.. Poszłam dalej i trafiłam na ten durny plik z screenami. Wiadomości, pełne czułych słów, wirtualnych buziaczków i uśmieszków. I co z tego teraz pozostało? NIC. Jedno wielkie nic. Przeraża mnie liczba relacji, które właśnie wyglądają w ten sposób w moim życiu.
I wiecie co jest najgorsze, że teraz też rozmawiam z jednym facetem i wiecie nad czym się zastanawiam? W którym momencie to jebnie. Bo przecież, jebnąć musi. Jak każda moja relacja. I jebnie zanim się cokolwiek zacznie.

I warto by się tu było zastanowić co ze mną nie tak, gdzie popełniam błąd. Jestem egoistką- nie widzę go, nie dostrzegam go.

Ściągnęłam dziś książkę- kobiety które kochają za bardzo. No autentycznie mnie nie dotyczy, nie trafia w ogóle, nie jestem jednym z tych kobiet. Czy jestem lepsza? Wcale tak nie uważam. Czasami wolałabym, żeby mój stan emocjonalny wpisał się w jakiś poradnik, żeby ktoś nazwał i ładnie opisał, to co się dzieje w moim życiu. Ale niestety, nie kocham za bardzo. Nie kocham wcale. Próbuję i bezskutecznie. Mdli mnie od tych wszystkich relacji.

I wiecie co? Można pierdolić głupoty pt. pokochaj siebie itp. Ale ja kocham swoje życie, jestem w nim naprawdę szczęśliwa (zawodowo). Układa mi się świetnie w pracy, mam stanowisko o którym jak opowiadam, to każdy kiwa głową i mówi "ej..Sylwia, to chyba super praca!", chodzę na siłownię, raz w tygodniu na tenisa, spotykam się z znajomymi na kawę, wychodzę z przyjaciółkami potańczyć czasami do klubu, a czasami z kumpelą na piwo, spotykam się z rodziną i chodzimy czasami na pubquizy, dorabiam dodatkowo w innej pracy, piszę licencjat, chodzę do kościoła i dwa razy w miesiącu na oazę. Realizuję się, spełniam marzenia- za dwa dni lecę do RZYMU!  Wydaje mi się, że jestem atrakcyjną kobietą. Kiedy wychodzę z domu i mijam Panią, która handluje u nas przy podwórku i mówię jej dzień dobry, to myślę, że uważa mnie za szczęśliwą osobę. Czasami zagaduję do niej o pogodę.  Mam coś do powiedzenia, jestem oczytana, nie ma tematu na który nie można ze mną porozmawiać. Cały czas słyszę jak bardzo jestem dojrzała emocjonalnie (hahahhaha nikt z tych osób, nie trafił na tego bloga), jak jestem inteligentna, a ostatnio usłyszałam nawet, że jestem niesamowicie taktowna. I tu kobitki nie chodzi o samozachwyt, a po prostu o świadomość tego, że jest się kimś wartościowym. Zresztą nieraz pisałam Wam, że mam na pozór idealne życie.
 Do sedna. Wiecie w czym leży problem, że na co dzień jestem niesamowicie szczęśliwa jak w tych wszystkich pierdolonych poradnikach o silnych i niezależnych kobietach ( chociaż cały czas powtarzam, że mnie nikt nie zapytał o to czy chcę być silną i niezależną), ale chciałabym to szczęście tak po ludzku z kimś dzielić. O niczym innym nie marzę jak o założeniu własnej rodziny! Jak o wspólnych świętach z moją, jego i naszą rodziną. O dzieciach biegających wesoło po domu, o wspólnym czytaniu bajek w łóżku... I oddałabym chyba to wszystko, a na pewno wiele, żeby móc teraz wrócić do łóżka i położyć się obok osoby, którą kocham... I niczego bardziej na świecie się nie boję, jak tego, że nie będzie mi to wszystko dane. Tak bardzo się tego boję (nie tego, że będę samotna, tylko tego że nie będę miała szczęśliwej swojej rodziny). Tak bardzo się tego boję, że nawet teraz nie mogę pohamować łez spadających na klawiaturę...


Uff... na szczęście już zapomniałam o tych wszystkich wiadomościach od których zaczęłam ten wywód. Mogłam jednak, tę wenę i energię wykorzystać na licencjat :P
Jadę po siostrę!

wtorek, 20 marca 2018

Marzec marzeń.

W zasadzie nie wiem dlaczego dopiero teraz o tym piszę, chyba nadal mam natłok wszystkiego. W końcu pracuje 7 dni w tygodniu i robię masę innych rzeczy.. Ale nie o tym dzisiaj.

Dziś o tym, że już za półtorej tygodnia spełni się jedno z moich większych marzeń - lecę do Rzymu!!!!!

Marzyłam o tym od zawsze, początkowo realnie myślałam o tym, żeby lecieć po maturze, ale się nie złożyło.. Później albo byłam w związku który mnie ograniczał, albo zwyczajnie nie miałam pieniędzy.. I zawsze kończyło się tylko na mówieniu, że kiedyś tam będę..

A teraz? A teraz jest chyba jeden z najlepszych czasów w moim życiu, jestem dorosła i z niczym nie ograniczona. Pierwszy raz w życiu mogę dosłownie - wszystko!

I pisząc ostatnio słowo 'marzec', mój słownik zrobił mi psikusa i napisał 'marzeń' i tak sobie pomyślałam, że to właśnie marzec jest takim czasem spełniania moich marzeń, bo między innymi to właśnie w marcu 4 lata temu zdałam prawo jazdy, a to też było jednym z moich największych marzeń! Od teraz co roku w marcu będę sobie w ten sposób sprawiać przyjemność- taki mam plan ;)

Ale wracając do Rzymu. Lecę sama, pierwszy raz samolotem i o ile samego lotu jeszcze się nie boję (pisze jeszcze, bo pewnie jak już będę w samolocie, to włączy mi się tryb paniki), ale boję się że nie będę wiedziała gdzie iść na ten samolot. Do jakiego terminalu, gdzie z tym bagażem (mam tylko podręczny), gdzie jakaś odprawa.. Ja nigdy w życiu nie byłam na lotnisku nawet żeby kogoś tam zawieźć!

I wiem, że ekscytuje się tym jakbym co najmniej do Afryki leciała, a to tylko nie całe 2h w samolocie i że ludzie podróżują znacznie dalej i częściej i pewnie taki mój Rzym nie robi na nich wrażenia. Ale ja czuję się jakby za półtorej tygodnia miała miejsce wyprawa mojego życia!

Sono molto felice!

niedziela, 4 marca 2018

Grunt to być dobrze zorganizowanym. Najbardziej intensywny tydzień w moim życiu.

Pracowałam w tym tygodniu przez 7 dni. Zawałam z tego 4 nocki. Zaliczyłam z wtorku na środę przy okazji imprezę i zaliczyłam jedyny egzamin poprawkowy, który mi wpadł. Byłam na szybkich zakupach pierwszy raz od świąt, bo doszłam do wniosku że skoro cały czas pracuje to fajnie byłoby sobie wreszcie coś kupić. I udało mi się w piątek zaliczyć siłownię. Chyba najbardziej intensywny okres w moim życiu. Dzisiaj wstałam o 14, idę do kościoła i z rodzinką na pubquiz, a od jutra znowu do pracy. Jak myślicie kiedy padne? ;)