wtorek, 29 listopada 2016

O minionych dniach i planach na następne. Targach fryzjerskich, prezentach gwiazdkowych i wódce. + mądre słowa o życiu i planach.


W weekend byłam z siostrą (przyrodnią (kiedyś opiszę historię, bo dosyć świeża sprawa)) na targach fryzjerskich w Katowicach. Umówiłyśmy się, że zgarnie mnie rano. Obudził mnie Jego cudowny uśmiech. Nocuje u mnie w weekendy, ponieważ ma stąd bliżej na uczelnię, a studiuje zaocznie. Więc, zrobiłam kanapki i sama zaczęłam się ogarniać. Niestety coś nie za dobrze się czułam. Wiecie jaki mam sposób jak coś mi siądzie na żołądku? Kieliszek wódki! Tak więc sobotę zaczęłam od kielicha :P I pojechałyśmy! Na miejscu tłum ludzi. Niestety z funduszami byłam mocno ograniczona, więc kupiłam raptem szampon i jeden krem do włosów. Zrobiłyśmy sobie też fotkę z Maślakiem (tak wiem, nie ma się czym zachwycać i nie zachwycam, ale siostra stwierdziła, że jak wszyscy mają to ona też chce.. :P ). Można też było spotkać tam Natalię Siwiec.. I jest prześliczna. Tak, wiem.. zrobiona. Ale wygląda jak laleczka i wydawała się być przesympatyczna w przeciwieństwie do Szpaka. Gdy siostra poprosiła go, żeby spojrzał do zdjęcia, bo chciała zdjęcie dla córki, która jest jego fanką, to spojrzał się tylko na nią i olał totalnie. Całość natomiast prowadził Ibisz. Tyle "gwiazd" miałam okazję zobaczyć! M. zgarnęłyśmy z uczelni i wróciliśmy wszyscy do domu, gdzie M. ugotował dla wszystkich obiad. O tym jeszcze nie wspomniałam, ale świetnie gotuje! I robi to dla mnie bardzo często, bo jestem chyba największą fanką jego kuchni. Idealnie trafia w moje kubki smakowe. Po obiedzie leżakowanie. Zaproponowałam, żebyśmy z siostrzenicą zagrali w chińczyka.. I już wyciągałam plansze, gdy zerknęłam na konto bankowe i przyszedł mi przelew za ostatnie zlecenie. Więc uprosiłam siostrę żebyśmy jeszcze raz na szybko skoczyły. I dokupiłam sobie taki ogromny lakier do włosów, odżywkę do masowania w skalp głowy bez SLS do oczyszczania, odżywkę keratynową, efekt syrenki do paznokci i holo. Tym razem już zadowolona mogłam wracać do domu. A wieczorem mini "posiadówka" Moi rodzice ja z M. i siostra z swoim facetem. Wiecie jak to jest z facetami? Jedna flaszka nie wystarczy, dwie też nie.. później się chce trzecią. A wiecie co wtedy robią kobiety? Uważają, że im już wystarczy! I tak było u nas.. Śmialiśmy się, bo oni wszyscy zaczeli przeprowadzać mini wojnę, a my z M spokojni, bez pretensji i rozbawieni całą sytuacją. No, ale obydwie pary mają znacznie większy staż od nas :P  W niedziele pojechałam z mamą zareklamować toster, a M. pomagał ojczymowi w pracy na przeciwko. A mnie tak jakoś mało go było. Bo ten weekend niby razem, ale mało czasu tylko dla siebie. Więc jak już się dorwałam do jego ramion to puścić nie chciałam. Nie wiem co mi się stało, ale tak bardzo go potrzebowałam, że sama byłam przerażona. W efekcie pojechał późniejszym pociągiem, bo pomimo moich zapewnień, że jest okej widział jaka jestem rozdygotana.
W poniedziałek udało mi się zaliczyć kolosa z angielskiego na +4! Nie to, żebym taka dobra była.. Trochę udało mi się ściągnąć.. No i wymienialiśmy się pracami i sami sobie sprawdzaliśmy, więc wiecie jak to jest.. Oddaje się swoją pracę i długopis którym się pisało :) Dzisiaj za to na ćwiczeniach z bankowości mieliśmy mini quiz i moja grupa zajęła pierwsze miejsce! W czwartek I część egzaminu z matematyki finansowej, więc kuje! Później mam jechać do M. i albo w piątek na wieczór przyjechać mamy do mnie, albo w sobotę on prosto na uczelnię, a ja do domu. W następnym tygodniu mamy się też wybrać na "gwarki" cokolwiek to jest. Podobno jakaś impreza, taka z kopalni. M. zapłacił za nas i miała być niespodzianka, ale jestem za bardzo dociekliwa :P

W tym roku jak nigdy prezenty mam już dużo wcześniej zaplanowane. Siostra dostanie pędzle, które bardzo chciała, natomiast M. zamówiłam na mikołaja fartuch a'la masterchef z jego imieniem. Natomiast na gwiazdkę dostanie książkę, która jest baaaardzo trudno dostępna, ale udało mi się wyhaczyć na olx za 100zł. I wyobraźcie sobie, że to okazja.. Bo 3 inne, które były jeszcze w ogłoszeniach były w przedziale od 160-200zł. Ale wiem, że na pewno bardzo się z niej ucieszy ;) Więc jeśli chodzi o prezenty, to zostali mi tylko rodzice i z M. umówiliśmy się na zakupy świąteczne 11 :D
Bardzo, bardzo intensywnie... Nie mam nawet kiedy na siłownię iść i karnet czuje, że mi przepadnie ;(


I na koniec chciałam nawiązać do komentarza T.1987 pod ostatnim postem
"Życie wiele spraw weryfikuje i to co dziś jest pewne jutro może okazać się złudzeniem plany więc są tylko chwilą"
Niesamowicie tymi słowami do mnie trafiłaś. Cytuje każdemu kogo spotkam i powtarzam jak mantrę, więc nie mogłabym i tutaj się z tymi słowami nie podzielić :)

czwartek, 24 listopada 2016

Mało prozy w prozie.


"Czasami budzę się rano, a czasami czekam
na następny poranek i kolejną okazję by wstać...
Bo chyba potrafię wstawać, tylko 
gdy jesteś obok."

Wracając na chwilę do poprzedniego posta. Wasze komentarze świetnie pokazują, że nie ma jednoznacznej definicji miłości i że każdy z nas postrzega ją w sposób indywidualny. I chyba właśnie to jest piękne, gdy znajdziemy kogoś dla kogo będzie znaczyć właśnie to samo co dla nas ;)


Jeśli chodzi o mnie, to weekend wynagrodził mi cały ten poprzedni "beznadziejny" tydzień. Akurat miało nam 5 miesięcy razem, zupełnie przypadkiem wyszła nam też rozmowa podsumowująca nasz związek. Jak się okazało, jestem "tyranem", ale jak najbardziej w pieszczotliwym słowa tego znaczeniu :) I on akceptuje, to że mam swoje zasady i w pewnych kwestiach musi mi się podporządkować i to wcale nie znaczy, że jest pantoflarzem, tylko świadomie się na to godzi :)
To bardzo cieszy jak można z sobą tak szczerze porozmawiać. Naprawdę o wszystkim tym co jest dobre i tym co ewentualnie mogłoby iść do poprawy. Podobno w związku jest kilka "baz": 1 miesiąc razem, 3 miesiące, 6 miesięcy, rok itd. Dwie pierwsze zaliczyliśmy zdecydowanie na celujący. Przed nami trzecia i też czuję, że będzie dobrze ;)

Weekend minął nam więc na samych przyjemnościach. Udało nam się też namówić moją siostrę i jej chłopaka do zagarnia w monopoly. Zgadnijcie kto wygrał? :P Okazało się, że nie mieli ze mną szans, chociaż tak się śmiali, jak oddałam bratu od siostry kartę za pół darmo z dobrego serca, żeby miał czym grać :) Po za tym lubimy od czasu do czasu zagrać sobie w quizowanie. Gdy jesteśmy u niego to gramy sobie też w "cztery w linii" na takiej tablicy po której pisze się markerem i zmazuje. Od tak! Lubimy takie formy rozrywki i już wiem, że w przyszłości będziemy sobie kupować od czasu do czasu jakieś planszówk.

~ ღ ~ ღ

Pamiętam naszą rozmowę, jak zaczęliśmy się spotykać, ale ja jeszcze nie brałam pod uwagę jakiegokolwiek związku. Siedzieliśmy na peronie i czekaliśmy na jego pociąg, który miał zaraz przyjechać. Nie pamiętam już skąd, ale wywiązała się między nami rozmowa, że nigdy nie czuliśmy chęci spędzenia z kimkolwiek całego życia. A u nas coraz częściej pojawia się temat pierścionka. I wiecie co Wam powiem? Cieszy mnie to. A jeszcze bardziej cieszy mnie to, że mnie to cieszy (rozumiecie?). Po tych wszystkich przykrych doświadczeniach miałam poczucie, że owszem założę rodzinę bo tak "trzeba", ale nie sądziłam, że pokocham kogoś od tak, całym sercem. A przy nim czuję pierwszy raz w życiu, że chciałabym spędzić z nim resztę życia. I zabawny jest fakt, jak do niedawna mówiłam, że zaręczyny nie prędzej niż po minimum roku związku.. A teraz? Teraz uważam, że mogę się zaręczać. I wiem, że towarzyszą temu zupełnie inne emocje niż po latach związku i to są piękne emocje :) 



wtorek, 15 listopada 2016

Niepoukładane myśli zebrane tuż przed zaśnięciem.



"Każda kobieta, zanim pokocha mężczyznę,
zakochuje się najpierw w tym,
co on mówi, pisze albo robi"

No bo jak inaczej? Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Skąd mamy wiedzieć kiedy zauroczenie przeradza się w miłość? Nie ma przecież na to żadnej złotej reguły, która mówiłaby nam, że możemy to stwierdzić po tygodniu, roku czy miesiącu.
A moim problemem jest skupianie się na momencie w którym moje uczucia się zmieniają. Za wszelką cenę chcę wyłapać granicę między uczuciem "jest mi źle", a "jestem szczęśliwa". Wiecie jak to jest? To tak jak wtedy kiedy porządnie uderzycie się zupełnie przez przypadek w rękę, nogę,czy mały palec u stopy... I co wtedy robicie? Krzyczycie "ku***a!" i wszyscy którzy w tym momencie przebywali z Wami w jednym pomieszczeniu wiedzą, że to uderzenie musiało naprawdę zaboleć... Przeklinacie, wyzywacie, pocieracie bolące miejsce... Ale za chwilę ból ustępuje.. i Wy już czujecie, że nie boli Was to tak bardzo jak w momencie uderzenia, ale co macie powiedzieć "o już przestało!"? Wtedy początkowa reakcja wydałaby się przesadzona. Więc jeszcze chwilę tak rozmasowujecie zupełnie nie bolące już Was miejsce. 
Więc jak to jest z tym kochaniem? Kiedy nasze początkowe reakcje są przesadzone? 

Jestem w bardzo szczęśliwym związku. Pełnym zrozumienia i szacunku. Ale boje się, że przez ten nasz idealny początek, który trwa już prawie 5 miesięcy nie zauważymy gdy będzie działo się coś niedobrego. 
Będziemy żyć w iluzji, że przecież jesteśmy dla siebie stworzeni, więc wszystko co złe nas nie dotyczy. 
Tak, od początku jestem pesymistką w tym związku. Zostałam tak skonstruowana, że żeby być szczęśliwą potrzebuję nieustannych bodźców, stąd ten cytat przywołany na początku który tak bardzo do mnie pasuje.Moje życie uczuciowe jest jedną wielką sinusoidą. Z tym, że jest na prawdę dobrze i nawet w chwilach spadkowych dolna granica nigdy nie przekracza poziomu poniżej zera. Bo przecież go kocham za to wszystko co mówi, pisze i robi. Z tym, że od dwóch dni mało mówi i mało pisze. Wczoraj cały dzień w pracy na dwie zmiany, dziś cały dzień odsypiania. A ja tak bardzo potrzebuję chociaż krótkiej rozmowy, teraz przed snem na dobranoc. Potrzebuję tego ciepła rozpływającego się po moim sercu, gdy mówi mi że mnie kocha. Tego jednego małego bodźca. 

I wiem, że dramatyzuje i taki humor czarny mi się włączył... I wiem, że za chwile wstanie nowy dzień, a on przyjedzie, przytuli i znowu będzie jak w bajce. 

Dobranoc.

wtorek, 8 listopada 2016

Sny, wierzenia, przesądy..


Jakiś czas temu miałam sen.
Śniło mi się że wypadło mi większość zębów. Jechałam z siostrą samochodem i miałyśmy wypadek podczas uderzenia powybijały mi się one wszystkie. W tym śnie wypluwałam je sobie na rękę.. Czułam krew gdy przejeżdżałam po dziąsłach językiem. Okropne uczucie i jakie ono było realistyczne! Przebudziłam się przerażona.. Wiedząc, że wypadające zęby to zły znak.
Rano przyjechał On. Podrzemaliśmy jeszcze trochę razem w łóżku, po czym wstaliśmy i gdy już miałam wychodzić do kuchni zaparzyć kawę i zrobić herbatę z ściany dosłownie wyleciała mi cała lampa. Z dwóch wkrętów, razem z nimi przeleciała przez biurko i roztrzaskała się wokół mnie. Zalałam się łzami będąc przekonana, że teraz to już na pewno jakieś nieszczęście wisi w powietrzu.

Dlaczego tak bardzo przestraszyłam się tej lampy? Ostatnio będąc u rodziny na wsi, mąż kuzynki opowiadał mi o tym jak to wisiał im kiedyś nad łóżkiem święty obrazek i pewnego razu przeleciał właśnie łóżko i spadł na podłogę trzaskając się w drobny mak, chwilę później zmarł sąsiad obok. Obrazek naprawili, powiesili ponownie, aż pewnego razu znowu ta sama sytuacja. I finał podobny - umiera brat mojej mamy.Od tego czasu obrazek leży w szufladzie. Nie zawiesili go więcej. Na koniec tej historii dodałam, żeby każdy mówił sobie co chce, ale ja w takie znaki wierzę.

Stąd też po kojarzyłam fakty w przypadku mojej lampy.
Mama od razu obdzwoniła całą rodzinę, żeby każdy na siebie uważał.. Ja sama czułam się jak w "oszukać przeznaczenie" wszędzie widziałam niebezpieczeństwo. Rozwiązała mi się sznurówka gdy szłam po schodach i już wyobrażałam sobie jak zaraz na nią nadepnę i spadnę z tych schodów. Wyjeżdżając z jakiś uliczek samochodem 3 razy się upewniałam czy aby na pewno wolne. Ale nic mi się nie stało.

Kuzynka trafiła do szpitala. Źle przepisane leki przez lekarza. Na szczęście nic poważnego się nie stało- myślę tak! to pewnie o to chodziło. Ciocia powiedziała, że już nigdy nie chce słyszeć o jakiś snach i przestrogach, bo jak ta wnuczka trafiła do tego szpitala to była jeszcze bardziej spanikowana.

Kilka dni później dzwoni siostra, żebyśmy szybko z mamą do niej przyjechały, bo ona musi dzwonić na pogotowie i nie ma co z swoim dzieckiem zrobić. Porobili badania i teraz już w miarę wszystko dobrze. Pomyślałam, że to może przed tym były te znaki.

Nic z tego.

Do szpitala trafia wujek właśnie z tej wsi o której wspomniałam wcześniej. Pękły mu wrzody, dwa zawały, stan bardzo ciężki. Co robi moja rodzina? Znowu panikuje! Znowu przeze mnie. Wszyscy już podświadomie czują jak to się skończy. Ja sama modlę się o zdrowie dla wujka. Nawet gdy poczuł się już trochę lepiej padły słowa od siostry "Ja wiem, że nie powinnam tak mówić, ale tak sobie pomyślałam, że ludziom przed śmiercią zazwyczaj się na chwilę polepsza, a później umierają". Na wsi z ściany znowu upada krzyżyk, tak sam z siebie.
I co? Wujek do końca tego tygodnia ma zostać wypisany do domu! Żadnego krwawienia w środku, serce odzyskało moc!A ja mam nadzieję, że ta historia naprawdę dobrze się skończy!