"Każda kobieta, zanim pokocha mężczyznę,
zakochuje się najpierw w tym,
co on mówi, pisze albo robi"
zakochuje się najpierw w tym,
co on mówi, pisze albo robi"
A moim problemem jest skupianie się na momencie w którym moje uczucia się zmieniają. Za wszelką cenę chcę wyłapać granicę między uczuciem "jest mi źle", a "jestem szczęśliwa". Wiecie jak to jest? To tak jak wtedy kiedy porządnie uderzycie się zupełnie przez przypadek w rękę, nogę,czy mały palec u stopy... I co wtedy robicie? Krzyczycie "ku***a!" i wszyscy którzy w tym momencie przebywali z Wami w jednym pomieszczeniu wiedzą, że to uderzenie musiało naprawdę zaboleć... Przeklinacie, wyzywacie, pocieracie bolące miejsce... Ale za chwilę ból ustępuje.. i Wy już czujecie, że nie boli Was to tak bardzo jak w momencie uderzenia, ale co macie powiedzieć "o już przestało!"? Wtedy początkowa reakcja wydałaby się przesadzona. Więc jeszcze chwilę tak rozmasowujecie zupełnie nie bolące już Was miejsce.
Więc jak to jest z tym kochaniem? Kiedy nasze początkowe reakcje są przesadzone?
Jestem w bardzo szczęśliwym związku. Pełnym zrozumienia i szacunku. Ale boje się, że przez ten nasz idealny początek, który trwa już prawie 5 miesięcy nie zauważymy gdy będzie działo się coś niedobrego.
Będziemy żyć w iluzji, że przecież jesteśmy dla siebie stworzeni, więc wszystko co złe nas nie dotyczy.
Tak, od początku jestem pesymistką w tym związku. Zostałam tak skonstruowana, że żeby być szczęśliwą potrzebuję nieustannych bodźców, stąd ten cytat przywołany na początku który tak bardzo do mnie pasuje.Moje życie uczuciowe jest jedną wielką sinusoidą. Z tym, że jest na prawdę dobrze i nawet w chwilach spadkowych dolna granica nigdy nie przekracza poziomu poniżej zera. Bo przecież go kocham za to wszystko co mówi, pisze i robi. Z tym, że od dwóch dni mało mówi i mało pisze. Wczoraj cały dzień w pracy na dwie zmiany, dziś cały dzień odsypiania. A ja tak bardzo potrzebuję chociaż krótkiej rozmowy, teraz przed snem na dobranoc. Potrzebuję tego ciepła rozpływającego się po moim sercu, gdy mówi mi że mnie kocha. Tego jednego małego bodźca.
I wiem, że dramatyzuje i taki humor czarny mi się włączył... I wiem, że za chwile wstanie nowy dzień, a on przyjedzie, przytuli i znowu będzie jak w bajce.
Dobranoc.
Życzę Ci żeby już zawsze było tak jak w bajce. :-) Miłość wszystko znosi więc i prace na dwie zmiany i odsypianie też zniesie :-) Trzymam kciuki i pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńZauroczenie a miłość to dwie różne sprawy i wiem z doświadczenia, że można je czuć jednocześnie do dwóch różnych osób jak i do jednej naraz :) Miłość to przywiązanie i chęć wspólnego życia, zauroczenie to po prostu fascynacja.
OdpowiedzUsuńNo właśnie też to chciałam napisać - dramatyzujesz :) zauroczenie mija i jeżeli ciągle chcesz być z nim to znaczy, że to miłość. I pamiętaj, faceci okazują miłość nie tylko poprzez słowa :)
OdpowiedzUsuńMiłość co to znaczy? To nie randki, słodkie słowa, to przede wszystkim opieka pozostanie z kimś nawet w obliczu ciężkiej choroby
OdpowiedzUsuńNie myśl co będzie, nie myśle że możę się coś popsuć. Ciesz się chwilą, Nim :)
OdpowiedzUsuńMasz prawo do odrobiny takiego myślenia, obaw po poprzednim związku. Wątpliwości zawsze się pojawiają, ale nie powinny dominować tego, co tu i teraz. Nie zatruwaj się zbytnio, posłuchaj rady Niebieskookiej :)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Ja również zauważyłam, że na początku urzekł Mnie Jego styl pisania, i to jak mówił.. :)
OdpowiedzUsuńA czarne myśli czasem się pojawiają.. nie ma na to rady.. dziś już nowy, lepszy dzień więc pewnie tryskasz szczęściem :) Cieplutko pozdrawiam.