poniedziałek, 22 maja 2017

Niewinny korporacyjny flirt.

Już od kilku dni powtarzam sobie, że muszę tutaj coś napisać.. Bo później tych wszystkich rewelacji będzie za wiele.. No i stało się. Jestem w tak ogromnym szoku, że pora nadrobić blogowe zaległości i podzielić się z Wami kawałkiem mojego życia.

Od maja zaczęłam praktyki w banku. Zrezygnowałam z pracy, na rzecz bezpłatnych praktyk. Jak to mówią, czasami trzeba dać coś po prostu od siebie. A jak to się stało? Ano już piszę.

Chciałam wpłacić pieniądze na konto. Niestety wpłatomat był nieczynny, więc postanowiłam przejść się do drugiego, który okazał się również nieczynny. Z domu zabrałam tylko kurtkę i gotówkę. Przy okienku siedział miły, sympatyczny a w dodatku przystojny konsultant. Wpłacił mi moją gotówkę i od razu złapaliśmy wspólny język. Wiecie jak to jest jak się nadaje z kimś na tych samych falach. To czuć od razu. Więc spontanicznie zapytałam czy kogoś nie potrzebują. Powiedział, że popyta i dał mi swoją wizytówkę, żebym zadzwoniła pod koniec tygodnia. Tak też zrobiłam, ale nie było wtedy nic wiadome. On sam zadzwonił w poniedziałek i powiedział, żebym przyniosła CV. Więc niemal w podskokach to zrobiłam. Już na pierwszej rozmowie Pani dyrektor powiedziała, że jeśli tylko ja jestem zdecydowana, to ona mnie chce od maja. No i tak się stało. Pozamykałam wszystkie sprawy do końca kwietnia i udałam się na praktykę. On miał być moim "mentorem". Od razu się dogadaliśmy! Nie dało się do siebie nie uśmiechać. Ta sama energia.. Podawałam mu identyfikator, a on zupełnie "przypadkiem" dotknął mojej dłoni. Jak na filmach w zwolnionym tempie. Pretekstem żeby wymienić się numerami telefonu była pora lunchu, gdzie to ja szłam coś kupić i miałam zadzwonić jakie są smaki pierogów. Po czym i tak zapytał jakie ja miałabym ochotę spróbować.
Uwierzcie mi, że przez tydzień miałam ścisk w brzuchu jak rzadko. Nakręcałam się coraz bardziej i jednocześnie karciłam się za to. Nie mogłam się doczekać kiedy kolejny raz go zobaczę. Dziś szturchnął mnie w bok pod pretekstem czy mam łaskotki. Chyba same rozumiecie. Te przypadkowe dotknięcia, uśmiechy. Po prostu niewinny flirt, który sprawiał, że żołądek wywracało na drugą stronę. Dzisiaj powiedział, żebym podała mu maila, to napisze mi coś miłego. No i napisał... Że fajnie, że jestem w poniedziałki, bo miło zaczynać tydzień w uśmiechem na twarzy. W następnej wiadomości było coś jeszcze.... Ale o tym jutro! :)

3 komentarze: