31 marzec 2018, godz.: 00:16
Właśnie sobie uświadomiłam ile relacji już spierdoliłam. Nie wiem ile zajęło mi to czasu... W moim odczuciu na pewno będzie to zbyt dużo.
Jestem cholernie sentymentalna.. Do tego stopnia, że jak głupia zapisuje czasami ważne screeny rozmów i płaczę jak przypadkiem czasami mi się takie rzeczy usuną. Płaczę za głupimi screenami z przeszłości na których są rozmowy z ludźmi z którymi obecnie udaje, że się nie znam i mijam się bez słowa.
Nie śpię. Nie śpię, bo czekam. Miałam pracować w nocy, ale dziś Wielki Piątek, więc pewnie nie wielu ludzi chodzi dzisiaj pijanych. Nie śpię, bo czekam na moją siostrę, którą obiecałam odebrać od znajomych za jakaś godzinę.
I jakoś tak mnie natchnienie wzięło, żeby zacząć pisać 3 rozdział w licencjacie, chociaż obiecałam sobie, że nie tykam się tego do powrotu z Rzymu. To głupia obietnica, biorąc pod uwagę jak bardzo w tyle jestem z tym licencjatem i jak stosunkowo mało czasu przy nim spędziłam, ale po prostu chcę odpocząć. No, ale skoro już laptop był odpalony, bo w końcu właśnie dzisiaj wysłałam swoją pierwszą aplikację do pracy w Warszawie. W polu oczekiwane wynagrodzenie podałam 5 000. WOW! 5 TYSIĘCY. Szkoda, że brutto i szkoda, że pewnie ok. 2 000 będzie mnie kosztować ew. mieszkanie w Warszawie. No, ale.. .marzenia się spełnia, co nie?
No, ale ja nie o tym. Odpaliłam przed sekundą ten licencjat i mam problem, jak nazwać ten mój 3 rozdział. Przypomniałam sobie, że kiedyś miałam jakiś przykładowy spis treści w plikach na komputerze, więc zaczęłam je przeglądać. Trafiłam na opis dalszej rodziny i molestowania dzieci, mega wzruszający.. I zastanowiłam się co u nich, bo kilka lat temu zerwali z nami kontakt.. Poszłam dalej i trafiłam na ten durny plik z screenami. Wiadomości, pełne czułych słów, wirtualnych buziaczków i uśmieszków. I co z tego teraz pozostało? NIC. Jedno wielkie nic. Przeraża mnie liczba relacji, które właśnie wyglądają w ten sposób w moim życiu.
I wiecie co jest najgorsze, że teraz też rozmawiam z jednym facetem i wiecie nad czym się zastanawiam? W którym momencie to jebnie. Bo przecież, jebnąć musi. Jak każda moja relacja. I jebnie zanim się cokolwiek zacznie.
I warto by się tu było zastanowić co ze mną nie tak, gdzie popełniam błąd. Jestem egoistką- nie widzę go, nie dostrzegam go.
Ściągnęłam dziś książkę- kobiety które kochają za bardzo. No autentycznie mnie nie dotyczy, nie trafia w ogóle, nie jestem jednym z tych kobiet. Czy jestem lepsza? Wcale tak nie uważam. Czasami wolałabym, żeby mój stan emocjonalny wpisał się w jakiś poradnik, żeby ktoś nazwał i ładnie opisał, to co się dzieje w moim życiu. Ale niestety, nie kocham za bardzo. Nie kocham wcale. Próbuję i bezskutecznie. Mdli mnie od tych wszystkich relacji.
I wiecie co? Można pierdolić głupoty pt. pokochaj siebie itp. Ale ja kocham swoje życie, jestem w nim naprawdę szczęśliwa (zawodowo). Układa mi się świetnie w pracy, mam stanowisko o którym jak opowiadam, to każdy kiwa głową i mówi "ej..Sylwia, to chyba super praca!", chodzę na siłownię, raz w tygodniu na tenisa, spotykam się z znajomymi na kawę, wychodzę z przyjaciółkami potańczyć czasami do klubu, a czasami z kumpelą na piwo, spotykam się z rodziną i chodzimy czasami na pubquizy, dorabiam dodatkowo w innej pracy, piszę licencjat, chodzę do kościoła i dwa razy w miesiącu na oazę. Realizuję się, spełniam marzenia- za dwa dni lecę do RZYMU! Wydaje mi się, że jestem atrakcyjną kobietą. Kiedy wychodzę z domu i mijam Panią, która handluje u nas przy podwórku i mówię jej dzień dobry, to myślę, że uważa mnie za szczęśliwą osobę. Czasami zagaduję do niej o pogodę. Mam coś do powiedzenia, jestem oczytana, nie ma tematu na który nie można ze mną porozmawiać. Cały czas słyszę jak bardzo jestem dojrzała emocjonalnie (hahahhaha nikt z tych osób, nie trafił na tego bloga), jak jestem inteligentna, a ostatnio usłyszałam nawet, że jestem niesamowicie taktowna. I tu kobitki nie chodzi o samozachwyt, a po prostu o świadomość tego, że jest się kimś wartościowym. Zresztą nieraz pisałam Wam, że mam na pozór idealne życie.
Do sedna. Wiecie w czym leży problem, że na co dzień jestem niesamowicie szczęśliwa jak w tych wszystkich pierdolonych poradnikach o silnych i niezależnych kobietach ( chociaż cały czas powtarzam, że mnie nikt nie zapytał o to czy chcę być silną i niezależną), ale chciałabym to szczęście tak po ludzku z kimś dzielić. O niczym innym nie marzę jak o założeniu własnej rodziny! Jak o wspólnych świętach z moją, jego i naszą rodziną. O dzieciach biegających wesoło po domu, o wspólnym czytaniu bajek w łóżku... I oddałabym chyba to wszystko, a na pewno wiele, żeby móc teraz wrócić do łóżka i położyć się obok osoby, którą kocham... I niczego bardziej na świecie się nie boję, jak tego, że nie będzie mi to wszystko dane. Tak bardzo się tego boję (nie tego, że będę samotna, tylko tego że nie będę miała szczęśliwej swojej rodziny). Tak bardzo się tego boję, że nawet teraz nie mogę pohamować łez spadających na klawiaturę...
Uff... na szczęście już zapomniałam o tych wszystkich wiadomościach od których zaczęłam ten wywód. Mogłam jednak, tę wenę i energię wykorzystać na licencjat :P
Jadę po siostrę!
"Czasami wolałabym, żeby mój stan emocjonalny wpisał się w jakiś poradnik, żeby ktoś nazwał i ładnie opisał, to co się dzieje w moim życiu." - chyba każdy ma takie pragnienia momentami...
OdpowiedzUsuńUspokoiłaś mnie nieco tym wpisem. Bo już zaczęłam się zastanawiać - podczas czytania innych blogów - czy pragnienie spokojnego, uporządkowanego życia jest normalne - w sensie, czy to tylko mnie niezbyt kręcą ciągłe zmiany. Chociaż ja chyba nie chciałabym takiej rodziny. Sama nie wiem. Wizja dzieci biegających po ogródku mnie nie zachwyca. Chociaż z drugiej strony - podobnie jak Ty - bardziej niż samotności boję się tego, że jak już będę mieć tę rodzinę, to nie będzie ona szczęśliwa. A właściwie to boję się tego, że się po prostu nie odnajdę w takim życiu i przez cały czas będę myśleć, że coś straciłam...
Myślę że bardzo dużo wymagasz, od siebie ale chyba od innych (czyt. mężczyzn) w szczególności. Warto czasem odpuścić i nie myśleć to czasem pomaga
OdpowiedzUsuń