Nienawidzę alkoholików! I nie próbujcie mnie umoralniac, że to choroba.. Bo wystarczająco dużo się o tym swego czasu naczytałam.
Najpierw rodzice mojego byłego chłopaka pili.. Przechodzilismy piekło.. Każdego wieczoru, każdej nocy to samo.. Alkohol i wypierdzielanie własnego syna z domu. Ja nie śpiąca po nocach.. Zawsze się denerwowalam, że tak późno ode mnie wychodzi, ale nic dziwnego, że nie chciało mu się wracać do domu.. Że może liczył, że jak wróci, to będą już spać. Zanim jeszcze byliśmy razem, to swoją wigilię spędzał sam w samochodzie.
Później alkoholikiem był mój chłopak. Byłam nawet na spotkaniu AA razem z nim. A teraz w szpitalu leży mój kuzyn ma żółtaczke alkoholowa! I wiecie co Wam powiem? Teraz widzę, że ja mogłam grozić B. Ze jeśli nie przestanie pić, to od niego odejdę... Mojemu kuzynowi grozi śmierć, a mimo to pije! To już druga żółtaczka. Powinien przestać pić już po pierwszej, wiedział jakie jest ryzyko, a mimo to kolejny raz sięgnął po alkohol i znowu szpital. Cała rodzina mówi o tym jaka to ma okropna żonę, że do niego nie przyjeżdża.. A ja się jej nie dziwię! Bo ma to na własne życzenie, a ona musi się zająć dwójka dzieci, bo tatuś jest w szpitalu, bo za dużo pił. Bo wiem, że ona w tym momencie ma święty spokój, no nie musi się uzerac z pijakiem.
Dla mnie alkoholicy, to pierdoleni egoiści! I nigdy nie zmienię zdania. I nie mówię o tych nie pijacych alkoholikach.. Oni właśnie są przykładem, że jeśli się tylko chce, to można sprawę ogarnąć.
Przepraszam jeśli kogoś ten post uraził, ale musiałam to z siebie wyrzucić.
Blog o codzienności, takiej zwyczajnej, a jednak czasami tak bardzo zaskakującej. O nudnym życiu, pełnym niespodzianek. O szarym świecie w pięknych barwach. O mnie.
sobota, 27 stycznia 2018
Alkoholicy to egoiści.
niedziela, 21 stycznia 2018
Umieram. Umieram emocjonalnie.
Umieram. Umieram emocjonalnie.
Wiecie kiedy pierwszy raz czułam prawdziwy smutek? Pierwszy największy ból emocjonalny jaki mnie dotknął, to śmierć mojego dziadka. Pamiętam, to jak dziś.. Chociaż miałam jakieś 6 lat. Pamiętam jak płakałam u mamy na kolanach, że jak to już nigdy z nim nie zagram w warcaby. Kolejne silne emocje jakie mnie spotkały, to pierwsze zakochanie i rozstanie. Przeżyłam, to tak bardzo, że zastanawiam się gdzie jest tamta Sylwia.. Nie potrafiłam wtedy oddychać. Wewnętrznie umarłam.. Powiedziałam sobie jakiś czas później, że nigdy w życiu już nie będę tak cierpieć przy rozstaniu. I jeszcze niedawno cieszyłam się tym, że nadal się to sprawdza. Dziś przeklinam te słowa. Tamte emocje, wtedy były tak silne, że każde inne wypadają na ich tle blado.. Nie wiem czy dorosłam, czy ponownie się nie zakochałam. Dobrze, że miłość to nie motyle w brzuchu i emocje.. Bo to znaczyłoby, że mogłabym jej już nigdy nie doświadczyć. Umarłam emocjonalnie. Nawet wtedy kiedy myślę sobie jak wiele złego mnie już spotkało... I kiedy myślę sobie, że wiele osób mogłoby tego nie wytrzymać. To nie czuję nic. Zero smutku. Nie potrafię się nawet porządnie nad sobą po użalać. Puszczam sobie smutna piosenkę i próbuje się popłakac. Fajnie? Nie. Bo radości też praktycznie nie odczuwam. Moment, który uważam za silne szczęście, takie które rzeczywiście odczułam, było w momencie w którym zdałam prawo jazdy. Nie wiem czemu ten moment, a nie np. zdanie matury. Ale pamiętam to szczęście.
Pomijając, że nie mam faceta, to ja nawet nie chce oświadczyn. Albo inaczej, boję się ich. Boję się, że nie będę wtedy szczęśliwa, że nie zareaguje we właściwy sposób. Za to niczego bardziej nie pragnę, niż mieć swoją własną rodzinę. Czuję wewnętrznie, że tuląc dziecko, nie będę się zastanawiała nad tym czy jestem szczęśliwa. Nie lubię swojego życia emocjonalnego. Tak bardzo chciałabym się cofnąć w czasie i być tak wrażliwa jak kiedyś. Mówią, że wrażliwość to przekleństwo. Dla mnie przekleństwem jest obojętność. Moja słaba pamięć, która nie pamięta (nie wliczając tego pierwszego chłopaka) pierwszych pocałunków, pierwszego kocham i pierwszego spierdalaj. Nie przywiązuje wagi do tych rzeczy. Czy to znaczy, że nie jestem zdolna do miłości? Może nie powinnam nigdy się wiązać, bo nie będę potrafiła kochać, a ponoc każdy na miłość zasługuje. Nie mogę więc kogoś ranić, a jednocześnie nie wyobrażam sobie, życia w samotności. Nie chce. Pragnę mieć duża i szczęśliwa rodzinę i nie potrafię kochać.
A teraz? Kładę się spać, żeby jutro obudzić się w swoim na pozór idealnym życiu. Wiem, że grzesze.. Bo nie mam na co narzekać w swoim życiu. Myślę, że gdyby je zestawić, to mogło by się okazać lepsze od takiego przeciętnego. Czy nie potrafię docenić tego co mam? Być może. Nie zastanawiam się nad tym, nie obchodzi mnie. To tylko życie, które jest już zaplanowane na kolejnych kartach histori, a co ma się wydarzyć i tak się stanie.
piątek, 12 stycznia 2018
Po co żyjemy, dokąd zmierzamy?
Po co według Was żyjemy?
Dlaczego miłość jest taka ważna? Skoro nie każdemu dane jest jej doświadczać? I nie mówię tylko o tej miłości między dwojgiem partnerów..
czwartek, 4 stycznia 2018
Życzenie i postanowienia noworoczne.
Życzenie noworoczne:
- Za rok być bliżej od założenia rodziny, niż jestem teraz.
Postanowienia noworoczne:
1. Robić rzeczy, które będę miała możliwość robić, bez szukania wymowek.
Ogladaliscie ten film w którym facet z wszystkim jest na "tak"? I ja też tak będę robić. Przykład? 1 stycznia zgłosiłam się do projektu w którym jest 4 dniowy wyjazd do innego miasta. Bo niby czemu nie? Jeśli jutro przyjdzie ktoś i zaproponuje mi kurs salsy, to chociaż kompletnie nie czuję rytmu, pójdę z przyjemnością!
2. Wyrzucić ze swojego słownika słowo "wyjebane" .
Mam poczucie, że już na dzień przed sylwestrem, nie mówiąc o północy.. Każda spływająca łza po moim policzku, była jednym wypowiedzianym w ciągu roku "wyjebane" . Wszystko uderzało we mnie z taką siła, że sama nie potrafiłam tego ogarnąć. Siedziałam z siostra w kuchni.. Rozmawiałyśmy, ona paliła papierosa, a ja zaczynałam płakać, co podsunowala krótkim "ładnie Cię powaliło emocjonalnie" . Nie chce już tak. Nigdy. Nigdy więcej.