Nie wiem co to oznacza, że tydzień ma 7 dni. Mam poczucie, że mój ma 2, może 3. Czas pędzi jak szalony. Wypracowałam sobie schemat. Poniedziałek, wtorek - praca. Środa-piątek uczelnia. W weekend same przyjemności. Nie wyobrażam sobie też już weekendu, żeby nie wyjść na piwo. Uwierzcie, że po całym tygodniu potrzebuje się trochę wyluzowac. Bo po za stałym planem dnia, jest jeszcze siłownia, pisanie pracy licencjackiej i szeroko rozumiane życie towarzyskie. Ale ja nie o tym, tym razem...
Odkąd zaczęłam spotykać się z P. (tym sprzed 5 lat) cały czas się do siebie zbliżamy... I wiecie co? Ja nie potrafię w to uwierzyć, że to czego kiedyś tak bardzo pragnęłam dzieje się właśnie teraz. Wyciąglam ostatnio pudeło z wspomnieniami.. A tam listy, które pisałam do wszechświata, że tak bardzo chciałabym z nim być... Nie wiem czy to co dzieje się teraz jest odpowiedzią na moje prośby, czy to przeznaczenie, a może zwykły przypadek.. Ale autentycznie się wzruszam gdy o tym wszystkim myślę. Zawsze kojarzył mi się z nim piosenki kombi.. Wiecie "czekam na cud na jeden Twój znak, by móc cofnąć czas" itd.. I to się właśnie teraz dzieje. Słucham tej piosenki i nie mogę w to uwierzyć, że spełniło się! Później kolejnej 'wszystko jest jak pierwszy raz....' I znowu uśmiecham się do samej siebie.. Ostatnio byliśmy w aucie i puściłam właśnie jedna z tych piosenek. Stworzyłam sobie sama patos tej sytuacji. Na przemian więc śmieje się i wzruszam w związku z tym co się dzieje. Puenta tego wpisu niech będzie, żeby uważać o czym marzymy i o co prosimy.. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy nasze życzenia zostaną wysłuchane. Ja dostałam feedback po 5 latach...
Nie mam jednak co do tej relacji żadnych oczekiwań.. Nie zastanawiam się nad tym wszystkim. Chcę wykorzystać każda chwilę, która jest nam dana.. Świadoma tego, że w końcu dojdziemy do etapu, gdzie trzeba będzie podjąć jakaś decyzję. A możliwości są tylko dwie. Albo, to będzie koniec zupełny. Bo raczej po tym wszystkim co dzieje się teraz przyjaźń już nie będzie możliwa. Więc tracimy, to chociażby co było przez te 5 lat, czyli najnormalniejszy koleżanski kontakt.. Albo wydarzy się coś więcej..
I wicie dlaczego to teraz tak wybuchło? Bo zawsze byliśmy po za swoim zasięgiem... Bo zawsze komuś nasza znajomość przeszkadzała. Bo najpierw ja byłam z D. Który był chorobliwie zazdrosny o niego.. Do tego stopnia, że jak zostawiłam swój telefon, żeby iść do toalety to usuwał mi jego numer... Później, on był w związku.. I nie wiem czy pamiętacie, ale skończył się on tak, że D. Powiedział jego dziewczynie, że mamy z sobą kontakt, który absolutnie był w 100% koleżanski.. Ale nie wytłumaczy się tego komuś, kto ma klepki na oczach.. Więc przez moment się do siebie w ogóle nie odzywalismy. Po pół roku od tamtej sytuacji, zgodził się wreszcie ze mną spotkać, żeby poznać moja wersję wydarzeń, ale kolejne pół roku zajęło jemu, żeby i mnie przeprosić za całą sytuację. A teraz? A teraz oboje jesteśmy wolni. I nikt nie robi nam problemów o to, że z sobą rozmawiamy. I wreszcie możemy spędzać czas tak jak chcemy w swoim towarzystwie i nikt nie ma o to do nas pretensji. Więc bez względu na to jak to się wszystko skończy. Cieszymy się, tym co jest. Bo jak wszystko w życiu dane jest nam to tylko na chwilę.