poniedziałek, 29 maja 2017

O korpo... I o intensywnym weekendzie pełnym emocji.

I teraz uwaga... Pora na ciąg dalszy... Gdybym miała napisać tę notatkę tylko o tym.. nazwałabym ją: O korporacyjnym fiucie.


W kolejnej części maila napisał, że ma 3 letniego synka i córeczkę, która przyjdzie na świat w czerwcu!!!!

A dziś na zapleczu, że ma ochotę mnie pocałować!! No czy Wy to rozumiecie?! Bo mnie się to w głowie nie mieści.. Na prawdę, myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach, albo z opowiadań się je znało. A to spotkało właśnie mnie. Oczywiście w ułamku sekundy przestałam się ekscytować i jeszcze bardziej doceniłam swojego faceta.

A weekend jak zawsze minął nam bardzo intensywnie.
W piątek mieliśmy jechać na urodziny mojej babci.. Ale przed tym kupić prezenty na dzień Matki, oraz właśnie na te urodziny. Jechałam z uczelni do galerii i jakiś facet we mnie stuknął! Myślałam, że zjedzie na pobocze, a on w długą.. To ja za nim.. Wytrąbiłam go przez całą drogę.. On pokazywał, że zjedzie, a później uciekał na kolejny pas. Już w pościgu za nim dzwoniłam pod numer alarmowy. Teraz facet nie tylko dostanie mandat za spowodowanie kolizji, ale również za ucieczkę. Bo oczywiście, numery rejestracyjne spisałam :) Efekt był taki, że spóźniliśmy się na te urodziny.. Ale na miejscu czekała nas jeszcze jedna niespodzianka.  A właściwie to już nie była aż taką wielką niespodzianką, bo gdy byliśmy w drodze zadzwoniła moja siostra, która dotarła na urodziny wcześniej, że na miejscu jest nasz tata, którego nie widziałyśmy min. 7 lat.

Jak wyglądało nasze spotkanie? Przyszłam. Wyszedł się przywitać, podałam rękę i powiedziałam dzień dobry. Przez cały czas nie zamieniliśmy z sobą ani jednego słowa. Gdy wychodził podałam mu również rękę i powiedziałam " do widzenia" . Koniec historii. No może jeszcze dodam, że z moją siostrą się przytulili, że mojej siostrze dał 100zł "na wakacje" i zapytał czy spotka się z nim we wrześniu, bo wtedy się przeprowadza.
Ze mną tylko "dzień dobry" i "do widzenia".
Wynika to pewnie z tego, że te 7 lat temu. Gdy byłam już trochę starsza, wygarnęłam mu wszystko złe co pamiętałam. Jak bił mamę i całą resztę. Dodałam jeszcze, że na jego miejscu wkład w nasze wychowanie traktowałabym jako życiową porażkę. Moja siostra była wtedy jeszcze młodsza i nie wchodziła w tego typu konflikty. I tak o to, wyszłam na tą gorszą. No trudno.
Przed 22 jechaliśmy do mojego.. A dodam, że to 70km dalej..
W drodze do domu zahaczyliśmy jeszcze o sklep. Kupiliśmy sobie po piwku i wypiliśmy w domu romantycznie przy blasku świec. Była to też dobra okazja, żeby porozmawiać o naszym związku, który ostatnio (fakt faktem trochę z mojej winy) się rozjechał. Na szczęście wszystko wróciło na właściwe tory..
A  jechaliśmy bo w sobotę byliśmy zaproszeni na 50 urodziny tym razem do jego cioci.Jesteśmy już weteranami takich imprez. Ja osobiście uwielbiam tego typu przyjęcia. Był DJ i dużo dobrego jedzenia. Ohh.. gdybym Wam napisała ile zjadłam, to nikt nie potrafi w to uwierzyć, że taki szczypiorek jak ja potrafi tyle zjeść :P

W niedzielę nadal pracowaliśmy nad swoim związkiem i w ten o to sposób spędziliśmy całą w łóżku. No dobra pod wieczór jeszcze ugotowaliśmy obiado-kolacje. Tzn. on gotował.. Ja pokroiłam paprykę :D

poniedziałek, 22 maja 2017

Niewinny korporacyjny flirt.

Już od kilku dni powtarzam sobie, że muszę tutaj coś napisać.. Bo później tych wszystkich rewelacji będzie za wiele.. No i stało się. Jestem w tak ogromnym szoku, że pora nadrobić blogowe zaległości i podzielić się z Wami kawałkiem mojego życia.

Od maja zaczęłam praktyki w banku. Zrezygnowałam z pracy, na rzecz bezpłatnych praktyk. Jak to mówią, czasami trzeba dać coś po prostu od siebie. A jak to się stało? Ano już piszę.

Chciałam wpłacić pieniądze na konto. Niestety wpłatomat był nieczynny, więc postanowiłam przejść się do drugiego, który okazał się również nieczynny. Z domu zabrałam tylko kurtkę i gotówkę. Przy okienku siedział miły, sympatyczny a w dodatku przystojny konsultant. Wpłacił mi moją gotówkę i od razu złapaliśmy wspólny język. Wiecie jak to jest jak się nadaje z kimś na tych samych falach. To czuć od razu. Więc spontanicznie zapytałam czy kogoś nie potrzebują. Powiedział, że popyta i dał mi swoją wizytówkę, żebym zadzwoniła pod koniec tygodnia. Tak też zrobiłam, ale nie było wtedy nic wiadome. On sam zadzwonił w poniedziałek i powiedział, żebym przyniosła CV. Więc niemal w podskokach to zrobiłam. Już na pierwszej rozmowie Pani dyrektor powiedziała, że jeśli tylko ja jestem zdecydowana, to ona mnie chce od maja. No i tak się stało. Pozamykałam wszystkie sprawy do końca kwietnia i udałam się na praktykę. On miał być moim "mentorem". Od razu się dogadaliśmy! Nie dało się do siebie nie uśmiechać. Ta sama energia.. Podawałam mu identyfikator, a on zupełnie "przypadkiem" dotknął mojej dłoni. Jak na filmach w zwolnionym tempie. Pretekstem żeby wymienić się numerami telefonu była pora lunchu, gdzie to ja szłam coś kupić i miałam zadzwonić jakie są smaki pierogów. Po czym i tak zapytał jakie ja miałabym ochotę spróbować.
Uwierzcie mi, że przez tydzień miałam ścisk w brzuchu jak rzadko. Nakręcałam się coraz bardziej i jednocześnie karciłam się za to. Nie mogłam się doczekać kiedy kolejny raz go zobaczę. Dziś szturchnął mnie w bok pod pretekstem czy mam łaskotki. Chyba same rozumiecie. Te przypadkowe dotknięcia, uśmiechy. Po prostu niewinny flirt, który sprawiał, że żołądek wywracało na drugą stronę. Dzisiaj powiedział, żebym podała mu maila, to napisze mi coś miłego. No i napisał... Że fajnie, że jestem w poniedziałki, bo miło zaczynać tydzień w uśmiechem na twarzy. W następnej wiadomości było coś jeszcze.... Ale o tym jutro! :)